środa, 6 czerwca 2012

ordynowany czy powołany?

...czyli krótka historia ordynacji w chrześcijaństwie



Dzisiejsze pojęcie ordynacji w Kościele tak naprawdę odbiega od pojęcia przywódcy czy starszego w nowotestamentowym chrześcijaństwie. Dlaczego?
  • Nie ma w Piśmie Świętym przykładów ordynacji, którą dzisiaj praktykujemy (rozróżniając ordynację diakonów, starszych i pastorów jako oddzielne).
  • Nie ma w Piśmie Świętym bezpośrednich podstaw, by sądzić, że lokalni starsi i biskupi byli w ogóle „ordynowani”! Wiemy, że byli wybierani i powoływani do takiej służby w kościele, ale nie wiemy nic na temat „rytuału” ordynacji. Wybór na starszych czy biskupów nie nadawał też przeznaczonym do służby żadnego specjalnego statusu w Kościele.
  • Dzisiejsza ordynacja, w której tylko wcześniej ordynowani pastorzy nakładają ręce na przystępujących do ordynacji – nie znajduje podstaw w Piśmie Świętym.
  • Nakładanie rąk towarzyszy w Nowym Testamencie różnym sytuacjom: jest wspomniane 24 razy i związane jest z trzema różnymi okolicznościami. Najczęściej stosowane jest w celu uzdrawiania i błogosławienia. W kilku przypadkach towarzyszy udzielaniu darów duchowych. W końcu, są tylko dwa przypadki, w których możemy uznać, że ręce nakładane były na osobę, która miała rozpocząć swoją pracę dla Boga.

Należałoby zatem wyciągnąć uczciwy wniosek, że nasza współczesna praktyka związana z ordynacją ma słabe podstawy biblijne...

Pajawia się zatem kilka ważnych pytań:
  • Skąd bierzemy nasze zrozumienie praktykowania uroczystości ordynacji w Kościele?
  • Dlaczego dzisiaj nakładanie rąk jest niemal wyłącznie związane z uroczystością ordynacji?
  • Dlaczego tylko ordynowani pastorzy mogą nakładać ręce na przystępujących do ordynacji pastorów (diakonów/starszych)?


Terminologia i kilka ważnych historycznych faktów:
Termin ordynacji pochodzi z codziennego słownictwa używanego w Imperium Rzymskim. Ordynacja (za Słownikiem Wyrazów Obcych PWN: zbiór przepisów, zarządzeń prawnych dotyczących jakiejś dziedziny; ustawa, regulamin) oznaczała w praktyce nadanie konkretnego statusu w Imperium. Po pierwsze termin używano w kontekście pozycji urzędników cesarskich – kiedy cesarz chciał nadać komuś jakiś wyjątkowy urząd, wykorzystywał proces zwany ordinatio, który w rzeczywistości był wprowadzeniem na urząd. Po drugie, ordinatio towarzyszył awans do wyższego statusu w społeczeństwie (w starożytnym Rzymie funkcjonowała trzystopniowa skala jeśli chodzi o status społeczny; zwykle ludzie rodzili się i umierali przynależąc do „swojej” klasy, czasami jednak zdarzały się „awanse” i w takich przypadkach stosowano proces ordinatio). Termin ordinatio oznacza więc pięcie się w górę: z niższego poziomu (klasy) na wyższy poziom (do wyższej klasy, wyższego statusu).

Co się stało, że taki termin znalazł się w chrześcijaństwie?
Odpowiedzialny za to jest Tertulian (ok. 150-240), który jako pierwszy zaczął używać tego określenia w kontekście Kościoła chrześcijańskiego. Tertulian był apologetą – starał się wykazać, że Kościół chrześcijański nie jest niekształtnym tworem, ale osadzony jest solidnie na ogólnie uznanych zasadach (ordinatio). Próbował budować mosty między Kościołem a pogańskim społeczeństwem. Dlatego zwracał uwagę na to, że podobnie jak w świeckim społeczeństwie, w chrześcijaństwie również buduje się relacje na „solidnym” fundamencie, zaszczepił więc koncepcję ordinatio w Kościele chrześcijańskim, co doprowadziło do utworzenia listy biskupów, do której można było dołączać (wprowadzać) kolejnych. Zatem ordynacja stała się rytuałem wprowadzającym na urząd biskupa. Następnie Cyprian z Kartaginy (ok. 200-258) systematyzuje koncepcję ordynacji, ograniczając ordynację do trzech grup: diakonów, starszych i biskupów.

Pojawia się więc pytanie: czy wprowadzanie, wszczepianie pogańskich słów i zwyczajów do chrześcijaństwa to jest jakiś problem? Cóż, to pytanie ma dwie odpowiedzi:
  • Pierwsza: NIE! Nie da się podważyć faktu, że we współczesnej kulturze mamy całe mnóstwo rzeczy (wyrażeń, definicji, zwyczajów) z pogańskimi korzeniami. Nie muszą być złe; jeśli są neutralne w swoim znaczeniu, w żaden sposób nie szkodzą nam ani chrześcijaństwu.
  • Z drugiej strony jednak: TAK! To jest problem! Jest to problem skojarzeń! Niektóre terminy i znaczenia są pełne skojarzeń! Dlaczego na przykład nie nazywamy dziś pastorów – biskupami? Dlaczego nie mówimy o powszechnym kapłaństwie „katolickie kapłaństwo”? Dlaczego niechętnie używamy słowa sakrament (choć niektórzy bardzo lubią to słowo używać)? Ponieważ te terminy są przeładowane skojarzeniami!

Ten sam problem we wczesnym Kościele był z terminem ordinatio, a Tertulian dokładnie wiedział, co robi, zaszczepiając je w nomenklaturze chrześcijańskiej. Dokładnie rozumiał, że ordinatio jest dowodem podziału na wyższe i niższe klasy, że ordynacja podnosi człowieka do wyższej klasy, i to znaczenie, to skojarzenie właśnie sprawiało, że wprowadzenie terminu ordynacji do języka i zwyczajów chrześcijan było dla Tertuliana (obrońcy „wiary”, czytaj „Kościoła”) tak nęcące.


Historia ordynacji w pigułce

Trzy błędne pojęcia
...chodzi o biskupów, starszych i diakonów (czyli, jak mówimy dzisiaj: pastorów, starszych i diakonów). To rozróżnienie poczynił jeden z ojców wczesnego Kościoła, Ignacjusz z Antiochii (w 116 r.). Nowy Testament obok diakonos (diakonów) wymienia presbyteros i episkopos, (czyli, jak dziś rozumiemy, starszych i biskupów), ale te nazwy są równoznaczne. Ignacjusz jako pierwszy oddziela te pojęcia i ogłasza pogląd, że w zgromadzeniu biskup (najlepszy starszy) jest reprezentantem Chrystusowym, a starsi są reprezentantami Apostolskimi, kładąc szczególny nacisk na posłuszeństwo względem tego jednego biskupa w zgromadzeniu. W imię jedności: dobra motywacja, ale zły rezultat.
Hipolit z Rzymu (ok. 170-235) uznał, że każdy z rozróżnionych przez Ignacjusza urzędów (biskup, starszy, diakon) wymaga oddzielnej ordynacji.
Dziś w Kościołach także rozróżniamy ordynację diakona, starszego i pastora... I tu mam pytanie dodatkowe do przemyślenia: ile trwa uroczystość ordynacji diakona w Kościele? Dwie, może trzy minuty na modlitwę? Ile trwa ordynacja starszego zboru? Pięć, dziesięć minut? A ile trwa uroczysta ordynacja pastora? :) Czy to nam coś mówi?

Charisma veritatis certum
Ireneusz z Lyonu (ok. 140-202), jako obrońca wiary, żył w czasach, kiedy w Kościele ścierały się różne koncepcje, pojawiało się wiele herezji... i próbował w jakiś sposób, w imię jedności, zespolić Kościół. Przedstawił koncepcję, według której ordynacja (zwłaszcza ordynacja biskupów) nakłada na biskupa szczególny dar... carisma veritatis certum (tzw. nieomylny charyzmat prawdy, czyli gwarancja orzeczenia biskupiego), który pozwala ordynowanym biskupom odróżniać prawdę od fałszu. A to wszystko na zasadzie sukcesji apostolskiej, czyli nieprzerwanej linii święceń biskupich od czasów apostolskich. Zgodnie z tą myślą, dzięki ordynacji, biskupi się nie mylą. Ciekawostką jest to, że Katechizm Katolicki do dziś uczy w ten sposób, niestety żaden z przypisów czynionych do tej nauki nie odnosi się do Pisma Świętego, a właśnie do dzieł Ireneusza.
Tertulian wprowadza do Kościoła klerykalizację. Buduje swoją naukę na przemyśleniach Ireneusza i Ignacjusza, twierdząc, że – tak jak w świeckim społeczeństwie, i w Kościele istnieje wyraźna różnica między biskupami (ordynowanymi) a „zwykłymi” wiernymi; tworzy to podział na klasy podobnie jak w świeckim systemie społecznym. Ze względu na ładunek skojarzeniowy pojęcia ordinatio ze świeckiej nomenklatury, automatycznie tworzy się klasowość na gruncie Kościoła, mimo że nie ma ku temu podstaw biblijnych.
Wśród ojców Kościoła pojawia się Cyprian, który na bazie przemyśleń Ireneusza, Tertuliana i Ignacjusza, tworzy pojęcie kapłaństwa w Kościele. Zgodnie z jego zrozumieniem, biskup (pastor, pasterz) staje się kapłanem (a starotestamentowy kapłan w oczywisty sposób kojarzy się nam z pośredniczeniem między człowiekiem a Bogiem). Od tego momentu znów życie duchowe wiernych zależy od kapłana! Tylko ordynowany kapłan może prowadzić wieczerzę (udzielać komunii), ponieważ to przecież kapłani składają ofiary w imieniu wiernych! Musisz być w kościele, by w twoim imieniu kapłan mógł pośredniczyć między tobą a Bogiem, by ofiara była dla ciebie skuteczna! W innym przypadku to nie zadziała, zbawienie nie stanie się twoim udziałem! Zobacz, co się stało z autorytetem biskupa (pastora), dzięki któremu od teraz zbawienia może stać się udziałem zwykłego wierzącego!
Augustyn z Hippony (354-430) przedstawia jeszcze inną ideę: dominicus character. Oznacza to, że kiedy kapłan jest ordynowany, otrzymuje pieczęć Pana, której nie da się usunąć ani cofnąć. Ta pieczęć po pierwsze podnosi ordynowanego na najwyższy poziom duchowy (od tej pory jest on uprzywilejowany), po drugie zaś sprawia, że osoba ta staje się kanałem łaski Bożej dla wiernych.
Mijają więc zaledwie trzy stulecia, gdy pojęcie służby w Kościele zmienia się: posługa funkcjonalna staje się sakramentalna; funkcje w Kościele ustanowione dla praktycznych celów funkcjonowania zboru stają się niezbędnymi dla zbawienia ludzi. Nagle nie ma innej możliwości by być zbawionym, jak tylko za pośrednictwem ordynowanego kapłana w Kościele. Do dziś tak uczy kościół powszechny.

Gdzie znajdujemy opis pierwszej uroczystości ordynacji? Nie ma takiego opisu przed III w.n.e. Dopiero Hipolit z Rzymu przy rozróżnieniu oddzielnych ordynacji dla biskupów, starszych i diakonów wspomina, że upoważnieni do nakładania rąk są tylko ordynowani biskupi (a jest to niezgodne z przekazem Pisma Świętego zarówno jeśli chodzi o Stary i Nowy Testament).
Hieronim ze Strydonu (ok. 331-420) w V w.n.e. ogłosił, że kościół (zbór) chrześcijański nie może funkcjonować bez ordynowanego kapłana.

Całe to szerokie tło historyczne ma nam dać pełniejszy obraz pochodzenia tego, co praktykujemy dzisiaj w kościołach (także protestanckich). Często wierzymy, że wszystko, na czym zbudowany jest nasz współczesny system kościelny, ma silne podstawy biblijne. Historia pokazuje jednak, że nie do końca tak jest. Reformatorzy wiele w tej kwestii nie zmienili – byli przecież na wskroś przesiąknięci nauczaniem kościoła powszechnego i zajmowali się sprawami bardziej podstawowymi .


Jak odróżnić kościół, który jest zinstytucjonalizowaną organizacją od zorganizowanego ruchu?
  • organizacja jest niezbędna, by kościół mógł istnieć; kościół nie będzie istnieć bez organizacji; nie ma zbawienia poza kościołem: nie możesz być zbawiony jeśli nie jesteś członkiem kościoła, bo twoje zbawienie jest uzależnione od ordynowanych kapłanów, którzy są w kościele
  • w imię jedności kościół robi wszystko, by utrzymać organizację, bo w organizacji jest zbawienie
  • celem jest pośredniczenie w udzielaniu zbawienia członkom kościoła
  • organizacja nie jest konieczna, by kościół mógł istnieć; jest przydatna, ale nie jest niezbędna; pomaga nam pełnić misję, ale można ją zmieniać
  • organizacja pomaga funkcjonować, ale nie ma mocy zbawczej; służba nie zbawia; służy wspieraniu misji Kościoła
  • tak jak cele misyjne się zmieniają, metody się zmieniają – organizacja się zmienia


Istnieje duże napięcie między tymi dwoma modelami Kościoła. Im dłuższa historia organizacji, tym większa pokusa, by z funkcjonalnej stała się sakramentalną. W którym punkcie historii jest twój Kościół?

(na podstawie wykładu dra Dariusza Jankiewicza, wygłoszonego na amerykańskiej Women Clergy Conference w 2012 roku; link do oryginalnej, anglojęzycznej wersji wykładu)

poniedziałek, 19 września 2011

dlaczego simple church szybko rośnie?

Z przyjemnością przedstawiam króciutką ilustrację „The Rabbit and the Elephant” Wolfganga Simsona, która dobrze obrazuje zasadę pomnażania prostych organizmów (a takim właśnie jest simple church).

poniedziałek, 12 września 2011

leadership in the kingdom

w końcu, z największą przyjemnością i uczuciem ulgi, udało mi się przetłumaczyć, zweryfikować i technicznie przygotować jeden z ważniejszych (jak wierzę) materiałów wideo, który pokazuje model przywództwa w Królestwie jakże inny niż ten zwykle panujący w kościołach :) struktury budowane przez Boga, oparte na relacjach, jakie tworzymy między ludźmi w kościele, są pewnym i mocnym fundamentem!

z dumą i pełen wiary w to, że ten materiał wiele zmieni na lepsze w Twoim kościele, zachęcam do oglądania i – w sumie przede wszystkim – wprowadzenia w życie:

piątek, 22 lipca 2011

jak zbudować kościół (6/6)

Przywództwo
Przywództwo w prostym kościele jest bardzo znaczące, ale także bardzo różni się od modelu przywództwa, jaki znamy z tradycyjnie prowadzonych kościołów. Przeczytajcie uważnie Mat. 20,20-28. Przeczytajcie też Jan 13,3-17 i Efezjan 4,11-13 i poszukajcie odpowiedzi na następujące pytania:

  • Jaki model przywództwa stosowany jest zwykle np. w rządach, wojsku itp.
  • Czy różni się on od typowego, tradycyjnego modelu przywództwa w kościele?
  • Co Jezus miał do powiedzenia na temat przywództwa? W jaki sposób pokazywał przywództwo?
  • Co to znaczy być sługą lub niewolnikiem? Jak to może wyglądać dzisiaj w kościele? Zastanówcie się nad praktycznym zastosowaniem.
  • W kontekście tekstów z Listu do Efezjan, jaka jest rola przywództwa w kościele? W jaki sposób można to przenieść do naszego kościoła?


Zmiana pojęć
W miarę, jak chrześcijanie poszukują prostego, organicznego, komórkowego, domowego kościoła, ich sposób myślenia i praktyka kościelna całkowicie się odmieniają. Być może doświadczyliście już zmiany niektórych pojęć. Poniżej wyliczamy główne – spróbujcie zastanowić się, czy jeszcze jakieś pojęcia zmieniają się w waszej świadomości.

  • Kościół rzeczywiście jest tam, gdzie „dwóch lub trzech zbierze się w imię moje”. Kościół to ani budynek, ani nabożeństwo; kościół to relacje z Bogiem i Jego ludźmi. Kościół ma miejsce, gdy się spotykamy w codziennych sytuacjach. Tworzymy kościół za każdym razem, gdy spotykamy się w Jego imieniu, nie z powodu miejsca lub czasu czy ludzi, którzy prowadzą spotkanie. Każdy człowiek może utworzyć kościół, jeśli po prostu spotka się z kilkoma przyjaciółmi w Jego imieniu.
  • Jezus jest przywódcą kościoła. To nie jest teoria, ale coś, co w praktyczny sposób poświadczamy w codziennym życiu.
  • Proste organizmy łatwo się rozmnażają; skomplikowane – zdecydowanie trudniej. Wiele kościołów marzy o wzroście liczebnym, albo o podnoszeniu poprzeczki dla przywództwa, nauczania czy nabożeństwa. Prosty kościół to obniżanie poprzeczki tak, by każdy człowiek mógł być jednakowo zaangażowany.
  • Kościoły są stworzone do rozmnażania. Każde Boże stworzenie reprodukuje. Bóg nie stworzył nas bezpłodnymi. Kościoły nie mają być sterylne. W Nowym Testamencie jest ponad pięćdziesiąt „przykazań” zawierających sformułowanie „jedni drugim” – można je wypełnić wyłącznie na poziomie małych grup. Musimy pomnażać to, co małe, a nie czekać, aż urośnie. Kiedy osiągamy rozmiar potrzebny do wypełnienia tych nowotestamentowych zaleceń, to właśnie jest czas na pomnażanie.
  • Zasoby są w zbiorach. Zasada „syna pokoju” mówi żniwiarzom, że wspólnotę należy tworzyć w danej grupie kulturowej, opartą na zasobach tej grupy. Oznacza to, że kiedy ktoś nawraca się i staje naśladowcą Jezusa, nie włączamy go automatycznie do naszego kościoła, ale raczej zachęcamy i pomagamy utworzyć kościół w jego domu, dla ludzi, którzy znajdują się w jego kręgach. Skoro zasoby są w zbiorach, może to oznaczać, że nadchodząca generacja przywódców może jeszcze nie znać Jezusa! Pięknie jest obserwować ludzi, którzy dopiero stają się chrześcijanami, a już zapraszają przyjaciół i w rezultacie przywodzą grupie (kościołowi) pod okiem bardziej dojrzałych wierzących.
  • Niereligijne chrześcijaństwo. Chrześcijaństwo to nie jest zbiór zasad czy lista prawd, za których nieprzestrzeganie jesteśmy karani. Kiedy nawracamy się, Bóg daje nam nowe serce, na którym Jego prawa są wypisane. Jeśli żyjemy według serca, spontanicznie, odkryjemy, że nasze życie zadowala Boga. On nie siedzi na tronie w niebie z wielkim kijem czekając, aż nas na czymś przyłapie. Życie według serca jest naprawdę atrakcyjne dla niewierzących.
  • Powszechne kapłaństwo. Jesteśmy królewskim kapłaństwem (1 Piotra 2,9). Wszystkie członki Ciała Chrystusowego są tak samo ważne. Każdy z nas ma bezpośrednie połączenie z Głową – Jezusem. Nie musimy mieć pośrednika, by stanąć przed Bożym tronem. Nadszedł koniec dla podziału na duchowieństwo i laikat. To nie tylko jest uzasadnione teologicznie, ale również wymagane praktycznie dla życia zdrowej wspólnoty. Kiedy spotykamy się razem, każdy z nas jest przeznaczony do czynnego udziału.
  • Przywództwo to służenie. Jezus to właśnie miał na myśli, gdy mówił, że przywództwo w Jego Królestwie jest inne niż na ziemi. Dał nam też praktyczny przykład, na czym to polega, gdy umywał uczniom nogi. Jezus dosłownie, literalnie uniżył się i oddał swoje życie za innych. Powinniśmy odzwierciedlać ten model przywództwa.


Czas zacząć
To już ostatnia część kursu, jak zbudować prosty, organiczny kościół. Mamy nadzieję, że skorzystaliście wiele. Istnieje oczywiście o wiele więcej tematów, które możnaby poruszać, jak np. finanse czy co z dziećmi w kościele... Mamy jednak nadzieję, że nie tylko nauczyliście się podstaw, ale dostaliście też narzędzia, które pomogą wam znaleźć odpowiedzi na te pytania sami, za pomocą Pisma, tak jak was uczyliśmy.

Poświęćcie czas na modlitwę oddania, by wyjść i dotrzeć do „narodów” z dobrą nowiną o Królestwie Bożym. Módlcie się za każdą osobę w grupie oddzielnie: zbierzcie się wokół niej, połóżcie na nią ręce. Szukajcie odpowiedzi, dokąd i w jaki sposób Bóg chce każdego z was prowadzić. Słuchajcie Boga. Mówcie o wyobrażeniach, które przychodzą wam do głowy, dodających odwagi fragmentach Pisma, które czujecie, że Bóg wam podsuwa. Oczekujcie tego, że Bóg przemówi do was i zachęcajcie się wzajemnie.

(zaczerpnięte z simple church

...a co z przywództwem?

Jeśli chcemy przemienić model kościoła jaki znamy w dynamiczny, duchowy ruch, musimy także zmienić model przywództwa, do jakiego przywykliśmy.

Alan Creech twierdzi, że WSZYSTKO musi się zmienić:
Myślę o etatowych pastorach, którzy usługują każdego tygodnia i wykonują większość pracy, stresując się głupio każdym drobiazgiem w życiu kościoła... bla, bla, bla... Myślę, że to nas zabije, jeśli się nie zmieni. To już się zaczyna dziać, ale musimy poważnie ponownie przemyśleć, co to znaczy być pastorem, liderem, starszym, kimkolwiek w nowych kościołach. Myślę, że nie stać nas na to, by utrzymywać przy życiu stare pastorskie paradygmaty. Nie możemy w tym trwać i jednocześnie oczekiwać, że stanie się to, co dzieje się w rosnących społecznościach.
Na szczęście, nie musimy na nowo odkrywać modelu przywództwa. Wczesnochrześcijański kościół, dynamiczny ruch, był wspierany przez dynamicznych przywódców, działających według jasnego nowotestamentowego modelu. Na nieszczęście, jak zwykle, musimy się oduczyć wszystkiego, co wiemy na temat przywództwa, aby zrozumieć, czym być powinno.
Problemem numer jeden, moim zdaniem, jest to: nowotestamentowe przywództwo nie ma nic wspólnego z kontrolowaniem. Dopiero gdy odrzucimy nawyk kontrolowania, możemy zacząć rozumieć, czym jest przywództwo.
Model, do którego przywykliśmy w dzisiejszych strukturach kościelnych, roztacza opiekę nad finansami, budynkami, procesem podejmowania decyzji (często centralnie), a to wszystko jest powiązane ze stanowiskami i organizacją. Zupełnie jak w zarządzie firmy. Praktycznie żadna z tych rzeczy nie ma nic wspólnego z nowotestamentowym kościołem. W dodatku ten model stawia zwykle wąską grupę ludzi (liderów) ponad pozostałymi (członkami, laikatem).

Gordon Fee mówi o historycznym tworzeniu się przywództwa w kościele:
Wydaje się, że kościół wpadł w model, który wyraźnie oddzielił wiernych (laikat) od zawodowych służb (duchowieństwa), co najwyraźniej widać w Kościele Rzymskokatolickim, ale znalazło swoje odwzorowanie także w wielu odmianach protestantyzmu. W efekcie mamy kościół, w którym duchowieństwo zbyt często funkcjonuje w oderwaniu od wiernych, dla których istnieje oddzielny zestaw zasad i inne oczekiwania, a rola wspólnoty z jej obdarowaniami i służbami, nie wspominając o wspólnym podejmowaniu decyzji, została przejęta przez profesjonalistów. Fakt „wyświęcenia” tych ostatnich, jakby to była jakaś „aura” wokół nich, dał wiernym wskazówkę, że powinni płacić profesjonalistom za wykonywane posługi, jednocześnie dając wrażenie usprawiedliwienia za zaniechanie tego, do czego wzywa wiernych Biblia.
Nowotestamentowe przywództwo, z drugiej strony, to oczywista rola sługi (czy to nie o tym mówił Jezus?), który daje wsparcie dla ruchu chrześcijan, które wierni mogą wykorzystać, pomnażać i szaleńczo używać (pod wpływem Ducha) poza kontrolą liderów. Nowotestamentowi liderzy nie zajmowali stanowisk w zarządach; nie kontrolowali nieruchomości; nie zbierali pieniędzy; nie stawali w świetle reflektorów (poza sytuacjami, kiedy radowali się z tortur, jakim byli poddawani). Ich zadaniem było ułatwianie, zasadzanie, pielęgnowanie, uwalnianie, budowanie, służenie... a nie dominowanie, kontrolowanie, roztaczanie własnych wizji czy odpowiadanie na wszystkie pytania. Nie stali ponad, ale raczej w uniżeniu. Duch Święty przecież prowadzi całe Ciało Chrystusa.
Mentalność lidera to wspólna podróż. Sercem lidera jest służenie. Rolą lidera jest wspieranie. To nie są tylko słowa. Tak musi być naprawdę.

Podoba mi się sposób, w jaki Eugene Peterson, w The Message, opowiada o Jezusie, który mówił do przywódców religijnych, którzy chcieli zajmować najważniejsze miejsca przy stole, „wygrzewać stołki i promienieć w blasku publicznych pochlebstw”:
Wszyscy macie jednego Nauczyciela, a sami jesteście uczniami. Nie ustanawiajcie ludzi ekspertami dla waszego życia, którzy mają mówić wam, co macie robić. Zostawcie ten autorytet Bogu; niech On mówi wam, jak postępować. Nikt nie powinien mienić się Ojcem; macie tylko jednego Ojca, a On mieszka w niebie. Nie pozwalajcie ludziom manewrować wami oddając im władzę. Jest tylko jeden Przywódca dla was i dla nich – Chrystus.
Chcesz się wyróżniać? Uniż się. Bądź sługą. Jeśli się nadymasz, zwieje cię wiatr.
Jednym ze sposobów dla prostego kościoła, by upewnić się, że coś jest zupełnie poza kontrolą, jest oddanie stuprocentowej kontroli spraw każdemu kościołowi domowemu. Kościół jest kierowany Duchem Świętym przez każdego z członków. „Pasterze” ułatwiają, wspierają, wyposażają, dają duchowe wskazówki – wszystko to ma na celu wyzwolenie i wzmocnienie wspólnoty, by była kościołem. Właśnie tak. To jest duchowa, wspierająca rola. Jeśli z takim nastawieniem ktoś poświęca uwagę innym, demonstruje Boże serce.
Jednak, w takiej sytuacji, jakie znaczenie ma służące przywództwo jako wsparcie konstrukcji ruchu ludzi, który tworzą kościół? Wielkie!
Jest to bardzo ważne dla ogólnego zdrowia i samopoczucia kościoła; jest to cenny szkielet dla ruchu, by mógł się rozwijać, kwitnąć i wzrastać!

Craig Pelkey-Landis mówi:
Istotą przywództwa nie może być ego jednej osoby pławiącej się w blasku kilku lub tysięcy ludzi w pobożnym zgromadzeniu. Taki model wyrzuć do śmieci! Jednak uciekanie od przywództwa może być równie toksyczne.

Przywództwo w kościele należy ponownie zdefiniować i zmodelować, ale nie odrzucić. Potrzebujemy służących nam liderów, którzy są pasterzami, siewcami, ogrodnikami, oraczami, wyzwolicielami, dawcami i wyposażaczami :)
W Piśmie Świętym mamy dwie główne role służących przywódców: 1) starszy / pasterz: karmi, uczy, zachęca do ewangelizacji i pomnażania, wskazuje duchowy kierunek, doradza w głębokiej potrzebie. Jako przykład weźmy Tymoteusza i Tytusa, którzy byli pasterzami pasterzy. Z ksiąg wyłaniają się obrazy kościołów, prowadzonych przez prawdziwych pasterzy. 2) zakładający zbory + pięć specyficznych ról (Ef. 4,11): aby pomógł znaleźć wsparcie i pielęgnować kościół. Oni nie tworzą (nie zakładają) kościołów, oni je wspierają.
Tak, kierowane Duchem zespoły wsparcia są potrzebne, by wyposażać, upoważniać, zachęcać, budować i nawoływać kościół do pełnienia jego roli – gromadzenia się i działania. Wspierająca struktura jest jak układ kostny, jak kręgosłup. Zapewnia siłę, by wszystko w Ciele Chrystusa mogło znaleźć swoje miejsce i funkcjonować. Przywództwo jest czymś, co Bóg ukrył w Ciele dla jego ogólnej kondycji, ale służy potężnemu celowi.

Ważne i biblijne jest (choć nie konieczne) wspieranie finansowe tych obydwu funkcji służącego przywództwa. To są jednak indywidualne decyzje, które należy pozostawiać domowym kościołom. To one są prawdziwym kościołem. Nie potrzebują nikogo więcej, by były kościołem. Wspierają służące przywództwo tylko dlatego i tylko wtedy, gdy czują powołanie – tak samo, jak wspierają misjonarzy lub służby.
Należy pamiętać, że wpieranie liderów, którzy tworzą kręgosłup kościoła, nie może zabierać owoców, wpływać na sposób działania członków, tworzyć podziałów lub zawłaszczać cokolwiek. Pragniemy widzieć ludzi podążających za wizją, powołaniem i przeznaczeniem danym im przez Boga. Wspieranie przywódców nie może prowadzić do tworzenia biznesu.

Przywództwo? To trudny temat. Jest bardzo potrzebne, ale pojmowane w odpowiedni sposób. Zwykle ludzie wolą o tym nie myśleć i nie rozmawiać. A ty?

Roger Thoman
(zaczerpnięte z simple church journal)

czwartek, 21 lipca 2011

jak zbudować kościół (5/6)

Kilka lat temu liderzy odpowiedzialni za misję w Southern Baptism Convention (Południowej Konwencji Baptystów w USA) uświadomili sobie coś zupełnie nowego... Z różnych stron świata otrzymywali raporty o szybkim, spontanicznym pomnażaniu lokalnych kościołów prowadzonych przez nieprzygotowanych do tego ludzi, mówiące o dziesiątkach tysięcy nowych wierzących i tysiącach nowych kościołów. Nazwali to zjawisko church planting movement – ruchem zakładania kościołów.
Mieliśmy przywilej spędzić trochę czasu z kilkoma osobami zaangażowanymi w przywództwo w tym ruchu i obserwować, co się dzieje, bezpośrednio. Gdy pytaliśmy, gdzie znaleźć podstawy dla tego, co się dzieje, wszyscy odpowiadali: w 10 rozdziale Ewangelii Łukasza.

Na całym świecie Bóg używa 10 rozdziału Łukasza do wpajania zasad, które sam Jezus przekazał uczniom, gdy chciał, by pozyskali społeczności, w których się obracali. Z tych tekstów Ewangelii uczymy się jak ważne w czynieniu uczniami i tworzeniu kościoła jest osadzenie w grupie kulturowej, którą chcemy pozyskać, zamiast zapraszać ludzi z tej grupy, by przyłączyli się do kościoła, który tworzymy; jak sprawić, by kościół nabrał znaczenia dla ich kultury? Przywiązujemy wagę do tworzenia relacji... i obserwujemy ponadnaturalne działanie Boga.
Jedną z ważniejszych lekcji płynących z Łukasza 10 jest: zasoby są w zbiorach! Zakładamy kościoły pośród tych, których zdobywamy – w ich kulturze i z przywódcami spośród nich! Jeśli więc ktoś staje się naśladowcą Jezusa i wykazuje wyraźne zainteresowanie sprawami duchowymi, nie zapraszamy go do naszego kościoła, który już istnieje. W zamian, próbujemy założyć nowy kościół w jego domu, w jego kręgach i kulturze. Liderzy, tak samo jak pozostałe potrzebne w kościele służby, pochodzą ze żniwa!

Przestudiujcie Łuk. 10,1-9 (z użyciem znaku zapytania, żarówki i strzałki, jak uczyliśmy na początku). Nie zatrzymujcie się długo przy wierszach 1 i 2. Poświęćcie jakieś pół godziny na dyskusję nad całym fragmentem. Spróbujcie poszukać odpowiedzi na pytania:

  • Jakie znaczenie ma dla nas wychodzenie do ludzi zamiast zapraszać ich do kościoła?
  • Czego uczy nas Jezus wysyłając owce pomiędzy wilki (Łuk. 11,21.22; 10,17-20)?
  • Dlaczego Jezus powiedział uczniom, by nic ze sobą nie brali? Jakie to ma znaczenie dla nas?
  • Dlaczego nie mamy rozmawiać z nikim po drodze?
  • Kto jest żniwiarzem?
  • Jak rozpoznać syna pokoju?
  • Jakie nowotestamentowe przykłady synów pokoju przychodzą wam do głowy?
  • W czyim domu, najprawdopodobniej, zaistnieje nowa wspólnota?
  • Dlaczego nie powinniśmy chodzić od domu do domu?
  • Jakie ma znaczenie jedzenie i picie?
  • Co nas uprawnia do mówienia o Królestwie Bożym?
  • Na czym polega wyższość zakładania nowych kościołów w kręgach kulturowych, nad wzrostem naszego własnego kościoła?


(zaczerpnięte z simple church

czynienie uczniami? dla każdego

Podział na duchowieństwo i laikat odbiera chrześcijanom osobisty udział w czynieniu uczniami.
(Dennis McCallum)

Największą radością chrześcijańskiego życia jest bycie narzędziem Boga, dającym innym pełnię życia i duchową przemianę. Pozbawiliśmy się tej radości przez niezrozumienie faktu, że prawdziwe uczniostwo mówi o codziennym życiu i relacjach – a to dotyczy każdego chrześcijanina. Tworzenie programów w ramach kościoła, przez które ludzie mają być specjalnie przygotowywani do uczniostwa, powstrzymujemy chrześcijan przed osiąganiem ich prawdziwego przeznaczenia i obdzieramy z poczucia celu. Przedstawiając czynienie uczniami jako coś, co „robimy” dla innych, w przeciwieństwie do prawdy, że Bóg to robi (a my możemy ludzi zaprosić, by od Niego brali), nastawiamy się na tworzenie widowisk, zamiast w naturalny sposób zarażać i wpływać na innych przez bezpośrednią relację z Bogiem.
Czynienie uczniami wypływa naturalnie z relacji, jakie tworzymy kochając ludzi.

Kilka myśli do rozważenia
Czynienie uczniami ma miejsce w każdej relacji, jaką mamy z ludźmi. Jeśli idziemy przez życie w intymnej relacji z Jezusem Chrystusem, dążąc do osiągania Jego celów, każda znajomość z ludźmi oddziałuje na nich. Dzieje się tak czy tego chcemy, czy nie. Dzieje się tak bez względu na to, czy są chrześcijanami, czy nie. Dzieje się tak nawet, jeśli nie wykazują żadnego zainteresowania Jezusem. Dzieje się tak z powodu tego, kim my jesteśmy. Dlatego właśnie czynienie uczniami ma miejsce w różnych relacjach z ludźmi:

  • z młodym człowiekiem, sąsiadem, który pracuje w osiedlowym sklepie spożywczym, z którym zamieniłem kilka przyjacielskich słów;
  • z przyjacielem, z którym rozmawiam o modlitwie; jest zainteresowany pogłębieniem swojego duchowego życia, chociaż nie jest zainteresowany Jezusem czy Biblią;
  • ze znajomym, który przychodzi czasem na spotkania domowego kościoła i zwyczajnie cieszy się czasem spędzanym z nami, dyskutując o Piśmie;
  • z chrześcijaninem, którego zaprosiłem do udziału w szkoleniach, bo chce budować swoją relację z Bogiem i wzrastać w zrozumieniu darów duchowych.

Czynienie uczniami odbywa się w sposób naturalny, cały czas, dzięki spędzaniu z ludźmi czasu: jedzeniu z nimi, szczerej rozmowie, wspólnej zabawie i czymkolwiek, co razem robimy. Jesteśmy powołani do poznawania i kochania ludzi.

Czynienie uczniami, z powodu naszej miłości do ludzi, czasami jest zamierzone. Ponieważ my sami żyjemy zgodnie z Bożym prowadzeniem i Jego celami, miłość do ludzi w oczywisty sposób sprawia, że chcemy ich prowadzić w tym samym kierunku. Pozostaną naszymi przyjaciółmi niezależnie od tego, czy przyjmą to zaproszenie. Niemniej jednak świadome prowadzenie jest ważnym sposobem wykazywania naszej troski o ludzi.

Możemy działać tylko tam, gdzie działa Bóg. Nie naszym zadaniem jest doprowadzić do tego, że ktoś zainteresuje się Bogiem. Tylko Duch Święty może to zrobić. Tym, co do nas należy, jest rozpoznanie chwili, kiedy Bóg zaczyna się objawiać w czyimś życiu i wykorzystanie możliwości zaproszenia go, by dołączył do nas w poszukiwaniu Boga.

Nie musimy być ekspertami, ani wiedzieć, jak uczyć. Kiedy świadomie zapraszamy ludzi, by razem z nami poszukiwali Boga, nie musimy znać wszystkich odpowiedzi. Chcemy, by ludzie stali się naśladowcami Jezusa, a nie naszymi. Dlatego wskazujemy im na narzędzia, które działają w naszym życiu: modlitwę (czyli mówienie do Boga) i Jego słowa (z których mogą się uczyć zanim w Mu uwierzą). Pokazujemy im, jak używać te dwa narzędzia i zapraszamy, by przy nas poznawali Boga (a On będzie ich uczył). Kiedy to załapiemy, naprawdę odkryjemy, że czynienie uczniami jest łatwym, naturalnym procesem dla każdego.

Proces czynienia uczniami
Kochaj. Czynienie uczniami zaczyna się od tego, co omawialiśmy wyżej. Jeśli żyjemy w pełnej miłości relacji z ludźmi, wpływamy na nich przez to, jacy jesteśmy.


Módl się. Modlimy się o ludzi, na których nam zależy, bo chcemy Bożej woli dla ich życia. Modlitwa skupiona na innych i wstawiennictwo jest tak naturalne jak oddychanie, jeśli żyjemy w bliskości z Bogiem i zgodnie z jego celami. To są katalizatory dla Bożego, odmieniającego życie ludzi, działania. Władza i autorytet Jezusa są nam dane, gdy wyrażamy gotowość do działania dla Niego. Są nam dane, gdy modlimy się o tych, których Bóg postawił na naszej drodze, oczekując, że to On będzie działać.


Zapraszaj. Jak już wspomniałem, będą chwile, kiedy będziemy widzieć, że Bóg w jakiś sposób pracuje nad kimś i poczujemy się zobowiązani, by zaprosić go do bliższej relacji i dążenia do poznawania Boga. To może się stać w różny sposób. Kluczowa jest jednak nasza wola, by zaryzykować i we właściwym czasie zrobić ten krok. To jest krok miłości. To krok troski o innych. To krok, który oznacza, że będziemy rozwijać naszą miłość i przyjaźń do ludzi, niezależnie od ich reakcji.


Pozwól, by Słowo Boże wykonało pracę. Skoro nie prowadzimy ludzi, by naśladowali nas, oni sami mogą używać Boże Słowo, by uczyć się z niego i naśladować. Z mojego doświadczenia wynika, że ludzie nie muszą zrozumieć i zaakceptować Bożego Słowa w całości, by Bóg mógł przez nie działać i prowadzić do posłuszeństwa. Czasami myślimy, że ludzie się odsuną z powodu Biblii. Ja tego nie zauważyłem. Jeśli nie „głosimy im Słowa”, ale zachęcamy, by sami sprawdzali i się uczyli, okazuje się, że generalnie są chętni sami sprawdzać, co Biblia ma dla nich.
Biblia, w rzeczywistości, sama w sobie jest o wiele lepsza niż nam się wydaje. Ma moc odmieniania serca i życia, dzięki Duchowi Świętemu. Często trzeba tylko zachęcić ludzi, by po nią sięgnęli, i pozwolić Bogu działać. Ostatecznie naszym celem jest sprawić, żeby ludzie mogli karmić się sami. Nie chcemy, by byli zależni od nas lub innych nauczycieli, ale polegali na Bogu i Jego Słowie. Dlatego zachęcamy do samodzielnego studium nad tekstem biblijnym: czytania, odkrywania i stosowania.


Nakłaniaj do zapraszania innych. Osoba, która dopiero uczy się naśladować za Jezusem, może robić to z kimś ze swoich bliskich. Nie ma powodu, by musiała czekać z zaproszeniem dla kogoś bliskiego, aż sama nauczy się wszystkiego, co przychodzi wraz z poznawaniem Boga. Możliwe jest nawet, że ktoś, kto nie jest jeszcze nawrócony, poprowadzi innych, przez ich samodzielne studium, do pogłębienia relacji z Bogiem.

Allan Hirsch nazywa to uczniostwem pełnym działania. Opisuje to w ten sposób:
Natychmiast po powołaniu, Jezus bierze uczniów w pełną przygód podróż – włącza ich w misję, służenie i uczenie ich. Od razu biorą udział w ogłaszaniu Królestwa Bożego, służą ubogim, uzdrawiają i wypędzają demony. To jest aktywne i bezpośrednie czynienie uczniami w kontekście misji. Wszyscy wielcy bohaterowie przebudzeń robią to samo. Nawet dopiero co nawrócona osoba od razu angażowana jest w misję; każdy może być duchowym bohaterem.
Kiedy już czas, chrzcij publicznie. Chrzest jest doskonałą okazją, by chrzczeni zaprosili swoje rodziny i przyjaciół, dali publiczne świadectwo i świętowali to, co Bóg zmienił w ich życiu. Kiedy proponujemy to świeżo upieczonym chrześcijanom, po prostu to robią. Z okazji chrztu urządzamy imprezę, świętujemy, jemy razem, wszyscy podekscytowani faktem, że mamy więcej wśród gości więcej nienawróconych ludzi niż oddanych chrześcijan.

Buduj głębsze relacje. Uczniostwo jest oparte w największym stopniu na relacji. Im bardziej ktoś jest w stanie karmić się samodzielnie, nasza rola sprowadza się do wspierania go w życiu polegającym na naśladowaniu Jezusa. Dzięki otwartości wobec tej osoby, tworzymy warunki, w których może ona być z nami szczera i mówić o tym, przez co przechodzi lub z czym się boryka. To sprawia, że możemy lepiej troszczyć się o nią i pomagać, towarzysząc w jej drodze.

Nauczaj (jeśli musisz), ale dawaj przykład i umacniaj. Mogą być sytuacje, w których będziesz nauczać podstawowych zasad chrześcijańskich, jeśli zajdzie taka potrzeba. Ale to nie jest konieczne. Bóg zapewni konieczne nauczanie przez Słowo. Istotne jest jednak to, by pamiętać, że naszym celem jest wyposażyć każdego do własnej odpowiedzialności za życie duchowe. Dlatego zastępujemy nauczanie dawaniem przykładu innym, jak mogą się karmić i uczyć oraz umacnianiem ich jako czyniących uczniów tak szybko, jak to możliwe.

Myśl o pomnażaniu. Cały proces czynienia uczniami służy pomaganiu kolejnym ludziom stać się uczniami tak szybko, jak się da. Ułatwia to naturalne pomnażanie i powoduje gwałtowny wzrost Królestwa Bożego, tak jak On tego pragnie.

Roger Thoman
(zaczerpnięte z simple church journal)