piątek, 22 lipca 2011

jak zbudować kościół (6/6)

Przywództwo
Przywództwo w prostym kościele jest bardzo znaczące, ale także bardzo różni się od modelu przywództwa, jaki znamy z tradycyjnie prowadzonych kościołów. Przeczytajcie uważnie Mat. 20,20-28. Przeczytajcie też Jan 13,3-17 i Efezjan 4,11-13 i poszukajcie odpowiedzi na następujące pytania:

  • Jaki model przywództwa stosowany jest zwykle np. w rządach, wojsku itp.
  • Czy różni się on od typowego, tradycyjnego modelu przywództwa w kościele?
  • Co Jezus miał do powiedzenia na temat przywództwa? W jaki sposób pokazywał przywództwo?
  • Co to znaczy być sługą lub niewolnikiem? Jak to może wyglądać dzisiaj w kościele? Zastanówcie się nad praktycznym zastosowaniem.
  • W kontekście tekstów z Listu do Efezjan, jaka jest rola przywództwa w kościele? W jaki sposób można to przenieść do naszego kościoła?


Zmiana pojęć
W miarę, jak chrześcijanie poszukują prostego, organicznego, komórkowego, domowego kościoła, ich sposób myślenia i praktyka kościelna całkowicie się odmieniają. Być może doświadczyliście już zmiany niektórych pojęć. Poniżej wyliczamy główne – spróbujcie zastanowić się, czy jeszcze jakieś pojęcia zmieniają się w waszej świadomości.

  • Kościół rzeczywiście jest tam, gdzie „dwóch lub trzech zbierze się w imię moje”. Kościół to ani budynek, ani nabożeństwo; kościół to relacje z Bogiem i Jego ludźmi. Kościół ma miejsce, gdy się spotykamy w codziennych sytuacjach. Tworzymy kościół za każdym razem, gdy spotykamy się w Jego imieniu, nie z powodu miejsca lub czasu czy ludzi, którzy prowadzą spotkanie. Każdy człowiek może utworzyć kościół, jeśli po prostu spotka się z kilkoma przyjaciółmi w Jego imieniu.
  • Jezus jest przywódcą kościoła. To nie jest teoria, ale coś, co w praktyczny sposób poświadczamy w codziennym życiu.
  • Proste organizmy łatwo się rozmnażają; skomplikowane – zdecydowanie trudniej. Wiele kościołów marzy o wzroście liczebnym, albo o podnoszeniu poprzeczki dla przywództwa, nauczania czy nabożeństwa. Prosty kościół to obniżanie poprzeczki tak, by każdy człowiek mógł być jednakowo zaangażowany.
  • Kościoły są stworzone do rozmnażania. Każde Boże stworzenie reprodukuje. Bóg nie stworzył nas bezpłodnymi. Kościoły nie mają być sterylne. W Nowym Testamencie jest ponad pięćdziesiąt „przykazań” zawierających sformułowanie „jedni drugim” – można je wypełnić wyłącznie na poziomie małych grup. Musimy pomnażać to, co małe, a nie czekać, aż urośnie. Kiedy osiągamy rozmiar potrzebny do wypełnienia tych nowotestamentowych zaleceń, to właśnie jest czas na pomnażanie.
  • Zasoby są w zbiorach. Zasada „syna pokoju” mówi żniwiarzom, że wspólnotę należy tworzyć w danej grupie kulturowej, opartą na zasobach tej grupy. Oznacza to, że kiedy ktoś nawraca się i staje naśladowcą Jezusa, nie włączamy go automatycznie do naszego kościoła, ale raczej zachęcamy i pomagamy utworzyć kościół w jego domu, dla ludzi, którzy znajdują się w jego kręgach. Skoro zasoby są w zbiorach, może to oznaczać, że nadchodząca generacja przywódców może jeszcze nie znać Jezusa! Pięknie jest obserwować ludzi, którzy dopiero stają się chrześcijanami, a już zapraszają przyjaciół i w rezultacie przywodzą grupie (kościołowi) pod okiem bardziej dojrzałych wierzących.
  • Niereligijne chrześcijaństwo. Chrześcijaństwo to nie jest zbiór zasad czy lista prawd, za których nieprzestrzeganie jesteśmy karani. Kiedy nawracamy się, Bóg daje nam nowe serce, na którym Jego prawa są wypisane. Jeśli żyjemy według serca, spontanicznie, odkryjemy, że nasze życie zadowala Boga. On nie siedzi na tronie w niebie z wielkim kijem czekając, aż nas na czymś przyłapie. Życie według serca jest naprawdę atrakcyjne dla niewierzących.
  • Powszechne kapłaństwo. Jesteśmy królewskim kapłaństwem (1 Piotra 2,9). Wszystkie członki Ciała Chrystusowego są tak samo ważne. Każdy z nas ma bezpośrednie połączenie z Głową – Jezusem. Nie musimy mieć pośrednika, by stanąć przed Bożym tronem. Nadszedł koniec dla podziału na duchowieństwo i laikat. To nie tylko jest uzasadnione teologicznie, ale również wymagane praktycznie dla życia zdrowej wspólnoty. Kiedy spotykamy się razem, każdy z nas jest przeznaczony do czynnego udziału.
  • Przywództwo to służenie. Jezus to właśnie miał na myśli, gdy mówił, że przywództwo w Jego Królestwie jest inne niż na ziemi. Dał nam też praktyczny przykład, na czym to polega, gdy umywał uczniom nogi. Jezus dosłownie, literalnie uniżył się i oddał swoje życie za innych. Powinniśmy odzwierciedlać ten model przywództwa.


Czas zacząć
To już ostatnia część kursu, jak zbudować prosty, organiczny kościół. Mamy nadzieję, że skorzystaliście wiele. Istnieje oczywiście o wiele więcej tematów, które możnaby poruszać, jak np. finanse czy co z dziećmi w kościele... Mamy jednak nadzieję, że nie tylko nauczyliście się podstaw, ale dostaliście też narzędzia, które pomogą wam znaleźć odpowiedzi na te pytania sami, za pomocą Pisma, tak jak was uczyliśmy.

Poświęćcie czas na modlitwę oddania, by wyjść i dotrzeć do „narodów” z dobrą nowiną o Królestwie Bożym. Módlcie się za każdą osobę w grupie oddzielnie: zbierzcie się wokół niej, połóżcie na nią ręce. Szukajcie odpowiedzi, dokąd i w jaki sposób Bóg chce każdego z was prowadzić. Słuchajcie Boga. Mówcie o wyobrażeniach, które przychodzą wam do głowy, dodających odwagi fragmentach Pisma, które czujecie, że Bóg wam podsuwa. Oczekujcie tego, że Bóg przemówi do was i zachęcajcie się wzajemnie.

(zaczerpnięte z simple church

...a co z przywództwem?

Jeśli chcemy przemienić model kościoła jaki znamy w dynamiczny, duchowy ruch, musimy także zmienić model przywództwa, do jakiego przywykliśmy.

Alan Creech twierdzi, że WSZYSTKO musi się zmienić:
Myślę o etatowych pastorach, którzy usługują każdego tygodnia i wykonują większość pracy, stresując się głupio każdym drobiazgiem w życiu kościoła... bla, bla, bla... Myślę, że to nas zabije, jeśli się nie zmieni. To już się zaczyna dziać, ale musimy poważnie ponownie przemyśleć, co to znaczy być pastorem, liderem, starszym, kimkolwiek w nowych kościołach. Myślę, że nie stać nas na to, by utrzymywać przy życiu stare pastorskie paradygmaty. Nie możemy w tym trwać i jednocześnie oczekiwać, że stanie się to, co dzieje się w rosnących społecznościach.
Na szczęście, nie musimy na nowo odkrywać modelu przywództwa. Wczesnochrześcijański kościół, dynamiczny ruch, był wspierany przez dynamicznych przywódców, działających według jasnego nowotestamentowego modelu. Na nieszczęście, jak zwykle, musimy się oduczyć wszystkiego, co wiemy na temat przywództwa, aby zrozumieć, czym być powinno.
Problemem numer jeden, moim zdaniem, jest to: nowotestamentowe przywództwo nie ma nic wspólnego z kontrolowaniem. Dopiero gdy odrzucimy nawyk kontrolowania, możemy zacząć rozumieć, czym jest przywództwo.
Model, do którego przywykliśmy w dzisiejszych strukturach kościelnych, roztacza opiekę nad finansami, budynkami, procesem podejmowania decyzji (często centralnie), a to wszystko jest powiązane ze stanowiskami i organizacją. Zupełnie jak w zarządzie firmy. Praktycznie żadna z tych rzeczy nie ma nic wspólnego z nowotestamentowym kościołem. W dodatku ten model stawia zwykle wąską grupę ludzi (liderów) ponad pozostałymi (członkami, laikatem).

Gordon Fee mówi o historycznym tworzeniu się przywództwa w kościele:
Wydaje się, że kościół wpadł w model, który wyraźnie oddzielił wiernych (laikat) od zawodowych służb (duchowieństwa), co najwyraźniej widać w Kościele Rzymskokatolickim, ale znalazło swoje odwzorowanie także w wielu odmianach protestantyzmu. W efekcie mamy kościół, w którym duchowieństwo zbyt często funkcjonuje w oderwaniu od wiernych, dla których istnieje oddzielny zestaw zasad i inne oczekiwania, a rola wspólnoty z jej obdarowaniami i służbami, nie wspominając o wspólnym podejmowaniu decyzji, została przejęta przez profesjonalistów. Fakt „wyświęcenia” tych ostatnich, jakby to była jakaś „aura” wokół nich, dał wiernym wskazówkę, że powinni płacić profesjonalistom za wykonywane posługi, jednocześnie dając wrażenie usprawiedliwienia za zaniechanie tego, do czego wzywa wiernych Biblia.
Nowotestamentowe przywództwo, z drugiej strony, to oczywista rola sługi (czy to nie o tym mówił Jezus?), który daje wsparcie dla ruchu chrześcijan, które wierni mogą wykorzystać, pomnażać i szaleńczo używać (pod wpływem Ducha) poza kontrolą liderów. Nowotestamentowi liderzy nie zajmowali stanowisk w zarządach; nie kontrolowali nieruchomości; nie zbierali pieniędzy; nie stawali w świetle reflektorów (poza sytuacjami, kiedy radowali się z tortur, jakim byli poddawani). Ich zadaniem było ułatwianie, zasadzanie, pielęgnowanie, uwalnianie, budowanie, służenie... a nie dominowanie, kontrolowanie, roztaczanie własnych wizji czy odpowiadanie na wszystkie pytania. Nie stali ponad, ale raczej w uniżeniu. Duch Święty przecież prowadzi całe Ciało Chrystusa.
Mentalność lidera to wspólna podróż. Sercem lidera jest służenie. Rolą lidera jest wspieranie. To nie są tylko słowa. Tak musi być naprawdę.

Podoba mi się sposób, w jaki Eugene Peterson, w The Message, opowiada o Jezusie, który mówił do przywódców religijnych, którzy chcieli zajmować najważniejsze miejsca przy stole, „wygrzewać stołki i promienieć w blasku publicznych pochlebstw”:
Wszyscy macie jednego Nauczyciela, a sami jesteście uczniami. Nie ustanawiajcie ludzi ekspertami dla waszego życia, którzy mają mówić wam, co macie robić. Zostawcie ten autorytet Bogu; niech On mówi wam, jak postępować. Nikt nie powinien mienić się Ojcem; macie tylko jednego Ojca, a On mieszka w niebie. Nie pozwalajcie ludziom manewrować wami oddając im władzę. Jest tylko jeden Przywódca dla was i dla nich – Chrystus.
Chcesz się wyróżniać? Uniż się. Bądź sługą. Jeśli się nadymasz, zwieje cię wiatr.
Jednym ze sposobów dla prostego kościoła, by upewnić się, że coś jest zupełnie poza kontrolą, jest oddanie stuprocentowej kontroli spraw każdemu kościołowi domowemu. Kościół jest kierowany Duchem Świętym przez każdego z członków. „Pasterze” ułatwiają, wspierają, wyposażają, dają duchowe wskazówki – wszystko to ma na celu wyzwolenie i wzmocnienie wspólnoty, by była kościołem. Właśnie tak. To jest duchowa, wspierająca rola. Jeśli z takim nastawieniem ktoś poświęca uwagę innym, demonstruje Boże serce.
Jednak, w takiej sytuacji, jakie znaczenie ma służące przywództwo jako wsparcie konstrukcji ruchu ludzi, który tworzą kościół? Wielkie!
Jest to bardzo ważne dla ogólnego zdrowia i samopoczucia kościoła; jest to cenny szkielet dla ruchu, by mógł się rozwijać, kwitnąć i wzrastać!

Craig Pelkey-Landis mówi:
Istotą przywództwa nie może być ego jednej osoby pławiącej się w blasku kilku lub tysięcy ludzi w pobożnym zgromadzeniu. Taki model wyrzuć do śmieci! Jednak uciekanie od przywództwa może być równie toksyczne.

Przywództwo w kościele należy ponownie zdefiniować i zmodelować, ale nie odrzucić. Potrzebujemy służących nam liderów, którzy są pasterzami, siewcami, ogrodnikami, oraczami, wyzwolicielami, dawcami i wyposażaczami :)
W Piśmie Świętym mamy dwie główne role służących przywódców: 1) starszy / pasterz: karmi, uczy, zachęca do ewangelizacji i pomnażania, wskazuje duchowy kierunek, doradza w głębokiej potrzebie. Jako przykład weźmy Tymoteusza i Tytusa, którzy byli pasterzami pasterzy. Z ksiąg wyłaniają się obrazy kościołów, prowadzonych przez prawdziwych pasterzy. 2) zakładający zbory + pięć specyficznych ról (Ef. 4,11): aby pomógł znaleźć wsparcie i pielęgnować kościół. Oni nie tworzą (nie zakładają) kościołów, oni je wspierają.
Tak, kierowane Duchem zespoły wsparcia są potrzebne, by wyposażać, upoważniać, zachęcać, budować i nawoływać kościół do pełnienia jego roli – gromadzenia się i działania. Wspierająca struktura jest jak układ kostny, jak kręgosłup. Zapewnia siłę, by wszystko w Ciele Chrystusa mogło znaleźć swoje miejsce i funkcjonować. Przywództwo jest czymś, co Bóg ukrył w Ciele dla jego ogólnej kondycji, ale służy potężnemu celowi.

Ważne i biblijne jest (choć nie konieczne) wspieranie finansowe tych obydwu funkcji służącego przywództwa. To są jednak indywidualne decyzje, które należy pozostawiać domowym kościołom. To one są prawdziwym kościołem. Nie potrzebują nikogo więcej, by były kościołem. Wspierają służące przywództwo tylko dlatego i tylko wtedy, gdy czują powołanie – tak samo, jak wspierają misjonarzy lub służby.
Należy pamiętać, że wpieranie liderów, którzy tworzą kręgosłup kościoła, nie może zabierać owoców, wpływać na sposób działania członków, tworzyć podziałów lub zawłaszczać cokolwiek. Pragniemy widzieć ludzi podążających za wizją, powołaniem i przeznaczeniem danym im przez Boga. Wspieranie przywódców nie może prowadzić do tworzenia biznesu.

Przywództwo? To trudny temat. Jest bardzo potrzebne, ale pojmowane w odpowiedni sposób. Zwykle ludzie wolą o tym nie myśleć i nie rozmawiać. A ty?

Roger Thoman
(zaczerpnięte z simple church journal)

czwartek, 21 lipca 2011

jak zbudować kościół (5/6)

Kilka lat temu liderzy odpowiedzialni za misję w Southern Baptism Convention (Południowej Konwencji Baptystów w USA) uświadomili sobie coś zupełnie nowego... Z różnych stron świata otrzymywali raporty o szybkim, spontanicznym pomnażaniu lokalnych kościołów prowadzonych przez nieprzygotowanych do tego ludzi, mówiące o dziesiątkach tysięcy nowych wierzących i tysiącach nowych kościołów. Nazwali to zjawisko church planting movement – ruchem zakładania kościołów.
Mieliśmy przywilej spędzić trochę czasu z kilkoma osobami zaangażowanymi w przywództwo w tym ruchu i obserwować, co się dzieje, bezpośrednio. Gdy pytaliśmy, gdzie znaleźć podstawy dla tego, co się dzieje, wszyscy odpowiadali: w 10 rozdziale Ewangelii Łukasza.

Na całym świecie Bóg używa 10 rozdziału Łukasza do wpajania zasad, które sam Jezus przekazał uczniom, gdy chciał, by pozyskali społeczności, w których się obracali. Z tych tekstów Ewangelii uczymy się jak ważne w czynieniu uczniami i tworzeniu kościoła jest osadzenie w grupie kulturowej, którą chcemy pozyskać, zamiast zapraszać ludzi z tej grupy, by przyłączyli się do kościoła, który tworzymy; jak sprawić, by kościół nabrał znaczenia dla ich kultury? Przywiązujemy wagę do tworzenia relacji... i obserwujemy ponadnaturalne działanie Boga.
Jedną z ważniejszych lekcji płynących z Łukasza 10 jest: zasoby są w zbiorach! Zakładamy kościoły pośród tych, których zdobywamy – w ich kulturze i z przywódcami spośród nich! Jeśli więc ktoś staje się naśladowcą Jezusa i wykazuje wyraźne zainteresowanie sprawami duchowymi, nie zapraszamy go do naszego kościoła, który już istnieje. W zamian, próbujemy założyć nowy kościół w jego domu, w jego kręgach i kulturze. Liderzy, tak samo jak pozostałe potrzebne w kościele służby, pochodzą ze żniwa!

Przestudiujcie Łuk. 10,1-9 (z użyciem znaku zapytania, żarówki i strzałki, jak uczyliśmy na początku). Nie zatrzymujcie się długo przy wierszach 1 i 2. Poświęćcie jakieś pół godziny na dyskusję nad całym fragmentem. Spróbujcie poszukać odpowiedzi na pytania:

  • Jakie znaczenie ma dla nas wychodzenie do ludzi zamiast zapraszać ich do kościoła?
  • Czego uczy nas Jezus wysyłając owce pomiędzy wilki (Łuk. 11,21.22; 10,17-20)?
  • Dlaczego Jezus powiedział uczniom, by nic ze sobą nie brali? Jakie to ma znaczenie dla nas?
  • Dlaczego nie mamy rozmawiać z nikim po drodze?
  • Kto jest żniwiarzem?
  • Jak rozpoznać syna pokoju?
  • Jakie nowotestamentowe przykłady synów pokoju przychodzą wam do głowy?
  • W czyim domu, najprawdopodobniej, zaistnieje nowa wspólnota?
  • Dlaczego nie powinniśmy chodzić od domu do domu?
  • Jakie ma znaczenie jedzenie i picie?
  • Co nas uprawnia do mówienia o Królestwie Bożym?
  • Na czym polega wyższość zakładania nowych kościołów w kręgach kulturowych, nad wzrostem naszego własnego kościoła?


(zaczerpnięte z simple church

czynienie uczniami? dla każdego

Podział na duchowieństwo i laikat odbiera chrześcijanom osobisty udział w czynieniu uczniami.
(Dennis McCallum)

Największą radością chrześcijańskiego życia jest bycie narzędziem Boga, dającym innym pełnię życia i duchową przemianę. Pozbawiliśmy się tej radości przez niezrozumienie faktu, że prawdziwe uczniostwo mówi o codziennym życiu i relacjach – a to dotyczy każdego chrześcijanina. Tworzenie programów w ramach kościoła, przez które ludzie mają być specjalnie przygotowywani do uczniostwa, powstrzymujemy chrześcijan przed osiąganiem ich prawdziwego przeznaczenia i obdzieramy z poczucia celu. Przedstawiając czynienie uczniami jako coś, co „robimy” dla innych, w przeciwieństwie do prawdy, że Bóg to robi (a my możemy ludzi zaprosić, by od Niego brali), nastawiamy się na tworzenie widowisk, zamiast w naturalny sposób zarażać i wpływać na innych przez bezpośrednią relację z Bogiem.
Czynienie uczniami wypływa naturalnie z relacji, jakie tworzymy kochając ludzi.

Kilka myśli do rozważenia
Czynienie uczniami ma miejsce w każdej relacji, jaką mamy z ludźmi. Jeśli idziemy przez życie w intymnej relacji z Jezusem Chrystusem, dążąc do osiągania Jego celów, każda znajomość z ludźmi oddziałuje na nich. Dzieje się tak czy tego chcemy, czy nie. Dzieje się tak bez względu na to, czy są chrześcijanami, czy nie. Dzieje się tak nawet, jeśli nie wykazują żadnego zainteresowania Jezusem. Dzieje się tak z powodu tego, kim my jesteśmy. Dlatego właśnie czynienie uczniami ma miejsce w różnych relacjach z ludźmi:

  • z młodym człowiekiem, sąsiadem, który pracuje w osiedlowym sklepie spożywczym, z którym zamieniłem kilka przyjacielskich słów;
  • z przyjacielem, z którym rozmawiam o modlitwie; jest zainteresowany pogłębieniem swojego duchowego życia, chociaż nie jest zainteresowany Jezusem czy Biblią;
  • ze znajomym, który przychodzi czasem na spotkania domowego kościoła i zwyczajnie cieszy się czasem spędzanym z nami, dyskutując o Piśmie;
  • z chrześcijaninem, którego zaprosiłem do udziału w szkoleniach, bo chce budować swoją relację z Bogiem i wzrastać w zrozumieniu darów duchowych.

Czynienie uczniami odbywa się w sposób naturalny, cały czas, dzięki spędzaniu z ludźmi czasu: jedzeniu z nimi, szczerej rozmowie, wspólnej zabawie i czymkolwiek, co razem robimy. Jesteśmy powołani do poznawania i kochania ludzi.

Czynienie uczniami, z powodu naszej miłości do ludzi, czasami jest zamierzone. Ponieważ my sami żyjemy zgodnie z Bożym prowadzeniem i Jego celami, miłość do ludzi w oczywisty sposób sprawia, że chcemy ich prowadzić w tym samym kierunku. Pozostaną naszymi przyjaciółmi niezależnie od tego, czy przyjmą to zaproszenie. Niemniej jednak świadome prowadzenie jest ważnym sposobem wykazywania naszej troski o ludzi.

Możemy działać tylko tam, gdzie działa Bóg. Nie naszym zadaniem jest doprowadzić do tego, że ktoś zainteresuje się Bogiem. Tylko Duch Święty może to zrobić. Tym, co do nas należy, jest rozpoznanie chwili, kiedy Bóg zaczyna się objawiać w czyimś życiu i wykorzystanie możliwości zaproszenia go, by dołączył do nas w poszukiwaniu Boga.

Nie musimy być ekspertami, ani wiedzieć, jak uczyć. Kiedy świadomie zapraszamy ludzi, by razem z nami poszukiwali Boga, nie musimy znać wszystkich odpowiedzi. Chcemy, by ludzie stali się naśladowcami Jezusa, a nie naszymi. Dlatego wskazujemy im na narzędzia, które działają w naszym życiu: modlitwę (czyli mówienie do Boga) i Jego słowa (z których mogą się uczyć zanim w Mu uwierzą). Pokazujemy im, jak używać te dwa narzędzia i zapraszamy, by przy nas poznawali Boga (a On będzie ich uczył). Kiedy to załapiemy, naprawdę odkryjemy, że czynienie uczniami jest łatwym, naturalnym procesem dla każdego.

Proces czynienia uczniami
Kochaj. Czynienie uczniami zaczyna się od tego, co omawialiśmy wyżej. Jeśli żyjemy w pełnej miłości relacji z ludźmi, wpływamy na nich przez to, jacy jesteśmy.


Módl się. Modlimy się o ludzi, na których nam zależy, bo chcemy Bożej woli dla ich życia. Modlitwa skupiona na innych i wstawiennictwo jest tak naturalne jak oddychanie, jeśli żyjemy w bliskości z Bogiem i zgodnie z jego celami. To są katalizatory dla Bożego, odmieniającego życie ludzi, działania. Władza i autorytet Jezusa są nam dane, gdy wyrażamy gotowość do działania dla Niego. Są nam dane, gdy modlimy się o tych, których Bóg postawił na naszej drodze, oczekując, że to On będzie działać.


Zapraszaj. Jak już wspomniałem, będą chwile, kiedy będziemy widzieć, że Bóg w jakiś sposób pracuje nad kimś i poczujemy się zobowiązani, by zaprosić go do bliższej relacji i dążenia do poznawania Boga. To może się stać w różny sposób. Kluczowa jest jednak nasza wola, by zaryzykować i we właściwym czasie zrobić ten krok. To jest krok miłości. To krok troski o innych. To krok, który oznacza, że będziemy rozwijać naszą miłość i przyjaźń do ludzi, niezależnie od ich reakcji.


Pozwól, by Słowo Boże wykonało pracę. Skoro nie prowadzimy ludzi, by naśladowali nas, oni sami mogą używać Boże Słowo, by uczyć się z niego i naśladować. Z mojego doświadczenia wynika, że ludzie nie muszą zrozumieć i zaakceptować Bożego Słowa w całości, by Bóg mógł przez nie działać i prowadzić do posłuszeństwa. Czasami myślimy, że ludzie się odsuną z powodu Biblii. Ja tego nie zauważyłem. Jeśli nie „głosimy im Słowa”, ale zachęcamy, by sami sprawdzali i się uczyli, okazuje się, że generalnie są chętni sami sprawdzać, co Biblia ma dla nich.
Biblia, w rzeczywistości, sama w sobie jest o wiele lepsza niż nam się wydaje. Ma moc odmieniania serca i życia, dzięki Duchowi Świętemu. Często trzeba tylko zachęcić ludzi, by po nią sięgnęli, i pozwolić Bogu działać. Ostatecznie naszym celem jest sprawić, żeby ludzie mogli karmić się sami. Nie chcemy, by byli zależni od nas lub innych nauczycieli, ale polegali na Bogu i Jego Słowie. Dlatego zachęcamy do samodzielnego studium nad tekstem biblijnym: czytania, odkrywania i stosowania.


Nakłaniaj do zapraszania innych. Osoba, która dopiero uczy się naśladować za Jezusem, może robić to z kimś ze swoich bliskich. Nie ma powodu, by musiała czekać z zaproszeniem dla kogoś bliskiego, aż sama nauczy się wszystkiego, co przychodzi wraz z poznawaniem Boga. Możliwe jest nawet, że ktoś, kto nie jest jeszcze nawrócony, poprowadzi innych, przez ich samodzielne studium, do pogłębienia relacji z Bogiem.

Allan Hirsch nazywa to uczniostwem pełnym działania. Opisuje to w ten sposób:
Natychmiast po powołaniu, Jezus bierze uczniów w pełną przygód podróż – włącza ich w misję, służenie i uczenie ich. Od razu biorą udział w ogłaszaniu Królestwa Bożego, służą ubogim, uzdrawiają i wypędzają demony. To jest aktywne i bezpośrednie czynienie uczniami w kontekście misji. Wszyscy wielcy bohaterowie przebudzeń robią to samo. Nawet dopiero co nawrócona osoba od razu angażowana jest w misję; każdy może być duchowym bohaterem.
Kiedy już czas, chrzcij publicznie. Chrzest jest doskonałą okazją, by chrzczeni zaprosili swoje rodziny i przyjaciół, dali publiczne świadectwo i świętowali to, co Bóg zmienił w ich życiu. Kiedy proponujemy to świeżo upieczonym chrześcijanom, po prostu to robią. Z okazji chrztu urządzamy imprezę, świętujemy, jemy razem, wszyscy podekscytowani faktem, że mamy więcej wśród gości więcej nienawróconych ludzi niż oddanych chrześcijan.

Buduj głębsze relacje. Uczniostwo jest oparte w największym stopniu na relacji. Im bardziej ktoś jest w stanie karmić się samodzielnie, nasza rola sprowadza się do wspierania go w życiu polegającym na naśladowaniu Jezusa. Dzięki otwartości wobec tej osoby, tworzymy warunki, w których może ona być z nami szczera i mówić o tym, przez co przechodzi lub z czym się boryka. To sprawia, że możemy lepiej troszczyć się o nią i pomagać, towarzysząc w jej drodze.

Nauczaj (jeśli musisz), ale dawaj przykład i umacniaj. Mogą być sytuacje, w których będziesz nauczać podstawowych zasad chrześcijańskich, jeśli zajdzie taka potrzeba. Ale to nie jest konieczne. Bóg zapewni konieczne nauczanie przez Słowo. Istotne jest jednak to, by pamiętać, że naszym celem jest wyposażyć każdego do własnej odpowiedzialności za życie duchowe. Dlatego zastępujemy nauczanie dawaniem przykładu innym, jak mogą się karmić i uczyć oraz umacnianiem ich jako czyniących uczniów tak szybko, jak to możliwe.

Myśl o pomnażaniu. Cały proces czynienia uczniami służy pomaganiu kolejnym ludziom stać się uczniami tak szybko, jak się da. Ułatwia to naturalne pomnażanie i powoduje gwałtowny wzrost Królestwa Bożego, tak jak On tego pragnie.

Roger Thoman
(zaczerpnięte z simple church journal)

środa, 20 lipca 2011

kościół przy stoliku numer dwa

— Chciałabyś, żebyśmy pomodlili się w jakiejś twojej sprawie? — zapytałem. Oczy obsługującej nas kelnerki szeroko się otworzyły i kiwnęła twierdząco. To był wtorkowy wieczór, regularne spotkanie mojej męskiej grupy w kawiarni. W ciągu kilku ostatnich miesięcy oferowaliśmy modlitwę ludziom, których spotykaliśmy przy kawie. Większość intencji była dość ogólna... „Moja babcia jest chora”, „Mam jutro egzamin”, „Mój chłopak nie ma pracy”... Ale kiedy Fran, kelnerka, zaczęła się z nami dzielić swoimi potrzebami, to było jakby ktoś wysypał całe mnóstwo problemów prosto na nasz stolik. Jej córka ma raka i bardzo cierpi. Wnuczek urodził się z ciężkimi wadami wrodzonymi. Jej dorosły syn został wyrzucony z domu z trzyletnią córką. Fran zrobiła co mogła, by pomóc im wynająć mieszkanie, ale nie ma tam żadnych mebli, a jej syn nie ma pracy. Ona sama pracuje na dwa etaty, by jakoś pomóc finansowo całej rodzinie, mimo to jednak szybko tonie w długach.
— Z całą pewnością będziemy modlić się w tych wszystkich sprawach — obiecałem, — i zobaczymy, co możemy też zrobić, żeby ci pomóc.
W ciągu kilku dni udało nam się umówić kilka spotkań w sprawie pracy dla jej syna i znaleźć trochę mebli dla nich. W następny wtorek Fran znów obsługiwała nasz stolik i ponownie zaoferowaliśmy jej modlitwę. W trzeci wtorek Fran siedziała już z nami przy stoliku i przyłączyła się do modlitw. Tego wieczoru wyrzuciła z siebie coś, co zrewolucjonizowało nasze rozumienie kościoła.
— Tak bardzo wam dziękuję za wasze modlitwy i pomoc — mówiła z radością. — Tak wiele to dla mnie znaczy! Z niecierpliwością czekam na każdy wtorkowy wieczór. Inni ludzie zapraszali mnie do swoich kościołów, ale oni spotykają się w niedzielne przedpołudnia, a ja wtedy pracuję... Więc Bóg dał mi was we wtorkowe wieczory! To jest mój kościół!
Obawiam się, że pierwsze co przyszło mi do głowy, to „Nie, to nie jest kościół! To jest spotkanie mojej męskiej grupy”, ale Pan nagle objawił mi, że to jest dokładnie to, o co się modliliśmy na grupie. Całe miesiące modliliśmy się żarliwie o „robotników na żniwo”, prosząc Boga o wskazanie „syna pokoju”, zgodnie ze zrozumieniem tekstu Łukasza 10,1-7, który studiowaliśmy. Dotarło do nas, że właśnie znaleźliśmy „syna pokoju”, mimo że to była kobieta, a jej dom nie był wcale domem, ale kawiarnią.

Początkowo staraliśmy się zaprosić ją na nasze cotygodniowe spotkania wspólnoty w moim domu w niedziele wieczorem. Jednak w jej planach nie było to możliwe, poza tym mieszkała w odległości jakieś 35 km ode mnie. Zaakceptowaliśmy więc fakt, że Pan Żniwa przekształcił naszą męską grupę w dość wyjątkowy kościół. Fran podsunęła nam nazwę dla tego zgromadzenie, gdy opowiedziała nam swoją rozmowę z koleżanką z pracy.
— Bierzesz narkotyki, prawda? — Fran zapytała bardziej z troską niż oskarżeniem. — Nie zaprzeczaj, bo jestem tuż obok i widzę przecież...
Młoda kelnerka tylko patrzyła na nią swoimi rozszerzonymi, przekrwionymi oczami, spodziewając się wysłuchania kolejnego umoralniającego kazania...
— Nie martw się, nie zamierzam cię wydać ani wołać policji. Martwię się po prostu o ciebie i wiem, jakakolwiek masz problem, że narkotyki go nie rozwiążą, ale... Jezus go rozwiąże! Postaram się zmienić twój plan pracy tak, żebyś mogła tu być we wtorkowe wieczory. Wtedy pójdziesz ze mną do kościoła.
Czując lekką ulgę, uzależniona kelnerka zapytała: — To gdzie jest ten twój kościół?
Fran uśmiechnęła się szeroko i wskazała na stolik w rogu sali: — Przy stoliku numer dwa!
Od tego momentu, nasze spotkania nazywamy „kościołem przy stoliku numer dwa”.

Niedługo po tym, gdy Fran uświadomiła nam, że tak naprawdę tworzymy kościół, powiedziała, że ma dla nas niespodziankę. Wstała, przeprosiła, poszła do kuchni i po chwili wróciła z kucharzem i jego pomocnikiem. Po krótkim przedstawieniu się i powitaniu, zapytaliśmy tych dwóch mężczyzn, jak możemy im pomóc.
— Słyszeliśmy o wszystkim, co zrobiliście dla Fran — powiedział kucharz z mocnym, hiszpańskim akcentem. — Obydwaj mieszkamy w bardzo małych mieszkankach, a mamy naprawdę duże rodziny. Czy dałoby się coś zrobić, żebyście znaleźli dla nas jakieś meble? Potrzebujemy zwłaszcza łóżeczka dla naszych małych dzieci...
— Nie wiem, czy będziemy mogli wam pomóc — odpowiedziałem. — Ale wiem, kto może pomóc. Tak naprawdę to Jezus znalazł pomoc dla Fran. Myślicie, że to będzie ok, jeśli poprosimy, żeby i wam pomógł?
W ciągu kilku tygodni udało się znaleźć używane meble dla tych ludzi, a do naszych wtorkowych spotkań dołączył kucharz. Zaprowadził nas też do innej rodziny z sąsiedztwa, która bardzo potrzebowała pomocy: młoda, świeżo owdowiona latynoska kobieta z trójką małych dzieci, praktycznie bez pieniędzy. Niedługo zaczęliśmy spotykać się regularnie w jej domu, zawsze biorąc ze sobą miłość Jezusa i robiąc to, co mogliśmy, żeby pomóc. Niebawem zaczęliśmy też jeździć regularnie do domu kucharza, by „mieć kościół” z jego rodziną. Kucharz, jego żona i matka, zawierzyli Jezusowi, a Bóg zaczął przez nich otwierać drzwi do hiszpańskiej społeczności. To było niesamowite, bo ani moja żona, ani ja nie mówiliśmy słowa po hiszpańsku, a większość naszych nowych znajomych znała tylko kilka angielskich słów. Nie jestem też fanem meksykańskiej kuchni, ale Boże Słowo mówi: „A jeśli do jakiegoś miasta wejdziecie i przyjmą was, spożywajcie to, co wam podadzą” (Łukasz 10,8). Uczę się więc poświęcać moje podniebienie i układ pokarmowy dla wyższego dobra, którym jest dotarcie do grupy ludzi w okolicy, którzy desperacko potrzebują ewangelii miłości. Uczymy się tego, że miłość Jezusa łamie wszelkie kulturowe bariery.

Warto zauważyć, że żadna spośród osób, o których mówię, nie trafiła na naszą grupę domową, jednak jesteśmy całkowicie zadowoleni z takiego biegu wypadków. Nie dlatego, że nie chcielibyśmy ich mieć w domu, ale po prostu inni ludzie mają problem z dostosowaniem się do naszego harmonogramu, nie wspominając naszego jedzenia :) Poza tym, Pan uczy nas zmieniać nasze ukierunkowanie... Przez lata staraliśmy się, by rosła nasza domowa społeczność, aż będziemy musieli podzielić się na mniejsze grupy. Moglibyśmy wtedy wysłać kilku członków naszej grupy, by „założyli nowy kościół” w innym domu. Nie chodzi mi o to, że taka koncepcja jest całkowicie zła; jest po prostu strasznie powolna. W międzyczasie, żniwo jest gotowe, a Pan czeka.
Teraz już nie zapraszamy ludzi, by dołączyli do grupy, która spotyka się u nas w domu. Kiedy napotykamy na „syna pokoju” lub odkrywamy, że jest ktoś zainteresowany tworzeniem prostego kościoła lub prowadzeniem kogoś do Jezusa, pierwsza rzecz, która nam przychodzi do głowy, to stworzenie kościoła w jego domu. Prosimy, by spotkali się z rodziną i swoimi przyjaciółmi, zwłaszcza z tymi, którzy jeszcze nie są wierzącymi chrześcijanami lub nie chodzą po prostu do żadnego kościoła, i pomagamy im utworzyć kościół w otoczeniu, które dobrze znają, gdzie Jezus może zmienić najwięcej: w ich domach i miejscach pracy. Rezultaty są naprawdę niezwykłe! Ale czy powinniśmy się dziwić? Przecież to dokładnie to, czego uczy nas Jezus!

Bill Hoffman
(zaczęrpnięte z bloga House 2 House)

jak zbudować kościół (4/6)

Wielki nakaz
Wielki nakaz misyjny (Mat. 28,18-20) nie jest dodatkową opcją dla wierzących. Wielu z nas żyje we wspólnocie ze współwierzącymi – większość naszych znajomych to ludzie nawróceni i rzadko nawiązujemy bliskie stosunki z ludźmi, którzy jeszcze nie znają Pana. Staraliśmy się trzymać na odległość od ludzi „świeckich” z obawy, że możemy „zeświecczeć”. Jednak Jezus był znany jako przyjaciel grzeszników, a w Rzymian 10,14 czytamy „jak mają uwierzyć w tego, o którym nie słyszeli?”. Wprawdzie nie wszyscy z nas są ewangelistami, ale wszyscy możemy świadczyć o tym, co Jezus zrobił w naszym życiu (Dz.Ap. 1,8). Duch Jezusa mieszka w nas i jeśli prosimy Boga o możliwość dzielenia się Nim z ludźmi wokół nas, On chętnie odpowie na tę modlitwę.

Przestudiujcie Mat. 28,18-20 i spróbujcie odpowiedzieć na poniższe pytania:

  • Co oznaczają słowa „wszelka moc”?
  • Jaka jest różnica między uczniem a nawróconym? Jak to wpływa na sposób zdobywania tych, którzy jeszcze nie znają Jezusa?
  • Co się stanie, jeśli zgodnie z nakazem Jezusa, „pójdziemy” zamiast zapraszać ludzi, by przyszli do kościoła? Co to może zmienić w naszym życiu, w życiu kościołów i w życiu tych, do których pójdziemy?
  • Co to jest „naród”? Skąd mamy wiedzieć, kiedy „naród jest uczniem”?
  • Jakie jest znaczenie chrztu? Kto ma chrzcić?
  • Czego mamy uczyć?
  • Zastanówcie się nad całym cyklem uczniostwa: uczniami czyniącymi uczniami.


Zdobywanie „narodów” wokół nas
Wielki nakaz misyjny wysyła nas, byśmy czynili narody uczniami. Greckie słowo oznaczające naród to „ethne”, od którego pochodzi słowo „etniczny”. Oznacza więcej niż narodowość. Może odnosić się do grupy kulturowej, jak np. skejci, osoby starsze, ludzi przesiadujących w klubach, studenci itd., mających swój język i zwyczaje. Na przykład, skejci ubierają się w charakterystyczny sposób, posługują się charakterystycznym słownictwem, mają swoje tematy i sposoby odnoszenia się do siebie.
Zróbcie burzę mózgów i stwórzcie listę „narodów” w waszej okolicy. Niektórzy z was w jakiś oczywisty sposób są częścią tych „narodów”. Poświęćcie kilka minut pytając Pana Żniwa, czy jest jakaś konkretna grupa ludzi w waszej okolicy, na której powinniście się skupić, by do niej dotrzeć.

Spacery modlitewne
Modlitwa jest istotnym elementem przygotowywania gruntu pod tworzenie kościoła. Księga Jozuego 1,3 mówi nam, że Bóg da każde miejsce, gdzie stanie nasza stopa, a Psalm 2,8 zapewnia, że Bóg da nam narody w dziedzictwo.
Jeśli Bóg pokazał wam konkretny „naród”, na którym powinniście się skupić, spacery modlitewne mogą być dobrym początkiem wstawiania się o to środowisko. Spaceruj po okolicy, w której ci ludzie mieszkają lub spędzają wolny czas, i módl się o nich w tych miejscach. Gdy spacerujemy z modlitwą, możemy oczekiwać, że Duch Święty objawi nam, jak mamy się modlić; objawi nam także demoniczne moce, które kontrolują dany obszar. Istnieją cztery główne sposoby na spacery modlitewne: błogosławienie miasta; proszenie o dobro mieszkańców; burzenie twierdzy demonicznych mocy; wstawiennictwo w sprawie problemów.
Zaplanujcie spacery modlitewne na najbliższy czas dla obszaru, który Bóg wam wskazał

Pomoc, by stali się naśladowcami
Stawanie się naśladowcą Jezusa zwykle jest długotrwałym procesem. Często, w trakcie, ludzie muszą podejmować decyzje i dobrze wiedzieć, w jaki sposób pomóc im w poddaniu swojego życia w posłuszeństwo Chrystusowi. Przedyskutujcie w grupie, jakie jest minimum wiedzy potrzebnej, by oddać swoje życie Jezusowi. Jezus umarł na krzyżu, by wziąć na siebie karę za to, co my zrobiliśmy źle. Jeśli się od tego odwrócimy i oddamy swoje życie pod Jego kontrolę, On obdarzy nas nowym życiem, a Duch Święty przyjdzie i zamieszka w nas!


Jest kilka wierszy (nazywanych czasem „drogą rzymian”), które pomagają ludziom poddać się Chrystusowi:

  • Rzymian 3,23-25: ...gdyż wszyscy zgrzeszyli i brak im chwały Bożej, i są usprawiedliwieni darmo, z łaski jego, przez odkupienie w Chrystusie Jezusie, którego Bóg ustanowił jako ofiarę przebłagalną przez krew jego, skuteczną przez wiarę, dla okazania sprawiedliwości swojej przez to, że w cierpliwości Bożej pobłażliwie odniósł się do przedtem popełnionych grzechów.
  • Rzymian 6,23: Albowiem zapłatą za grzech jest śmierć, lecz darem łaski Bożej jest żywot wieczny w Chrystusie Jezusie, Panu naszym.
  • Rzymian 5,6-11: Wszak Chrystus, gdy jeszcze byliśmy słabi, we właściwym czasie umarł za bezbożnych. Rzadko się zdarza, że ktoś umrze za sprawiedliwego; prędzej za dobrego gotów ktoś umrzeć. Bóg zaś daje dowód swojej miłości ku nam przez to, że kiedy byliśmy jeszcze grzesznikami, Chrystus za nas umarł. Tym bardziej więc teraz, usprawiedliwieni krwią jego, będziemy przez niego zachowani od gniewu. Jeśli bowiem, będąc nieprzyjaciółmi, zostaliśmy pojednani z Bogiem przez śmierć Syna jego, tym bardziej, będąc pojednani, dostąpimy zbawienia przez życie jego. A nie tylko to, lecz chlubimy się też w Bogu przez Pana naszego, Jezusa Chrystusa, przez którego teraz dostąpiliśmy pojednania.
  • Rzymian 10,9.10: Bo jeśli ustami swoimi wyznasz, że Jezus jest Panem, i uwierzysz w sercu swoim, że Bóg wzbudził go z martwych, zbawiony będziesz. Albowiem sercem wierzy się ku usprawiedliwieniu, a ustami wyznaje się ku zbawieniu.
  • Objawienie 3,20: Oto stoję u drzwi i kołaczę; jeśli ktoś usłyszy głos mój i otworzy drzwi, wstąpię do niego i będę z nim wieczerzał, a on ze mną.


Podzielcie się na pary i wypróbujcie rolę prowadzenia kogoś, w prosty sposób, do poddania z pomocą tych tekstów.

Uczniostwo
Jezus nie kazał nam zakładać kościołów. On powiedział, byśmy czynili uczniami. Powiedział, że On zbuduje kościół (Mat. 16,18). Mamy pełnić role ambasadorów Jego Królestwa i czynić uczniami, On zajmie się resztą.

Spróbujcie odpowiedzieć na pytania:

  • Czym się różni uczeń od członka?
  • Jak mamy poznać, że ktoś staje się podobny do Jezusa (a nie do nas)?
  • Jeśli uczniostwo jest stylem życia w posłuszeństwie Jezusowi, a nie wiedzą, którą należy wkuć, w jaki sposób to przekazać?


(zaczerpnięte z simple church)

poniedziałek, 18 lipca 2011

serce uwielbienia (it's all about You)

Nabożeństwo jako małe, kameralne spotkanie prostego kościoła to jeden z moich ulubionych tematów. Kocham taki styl nabożeństwa, a doświadczam go właśnie w prostym, domowym kościele.
Nie zrozum mnie źle. Uwielbiam niesamowitą muzykę na żywo, wykonywaną czasem na dużych imprezach chrześcijańskich. Czasem lubię też (w rzadszych przypadkach) emocje, które mogą towarzyszyć głębokim nabożeństwom w dużych kościołach. Jednak mój apetyt na takie przeżycia skurczył się prawie do zera w porównaniu do spełnienia, jakiego doświadczam uwielbiając w małym gronie przyjaciół i powierników. Kiedy ci bliscy mi ludzie otwierają swoje serca w wyrazie czci, mogę połączyć się z ich szczerymi sercami i najgłębszymi łzami. To tak, jak uwielbienie płynące z serca do serca. Razem dotykamy Boga, bo On się objawia w ciele i krwi, w tęsknotach ludzi, których dobrze znam.

Wierzę, że „sztuka” nabożeństwa w domowym kościele wciąż się rozwija. Staliśmy się (ogólnie) zależni od muzyki jako czciciele. Nie chodzi mi o to, że na muzykę nie ma miejsca. Jak już wspomniałem, uwielbiam muzykę. Ale sama w sobie nie jest nabożeństwem, ani nabożeństwo nie przywołuje automatycznie muzyki. Wielu z nas zna historię Matta Redmana, kiedy napisał słowa znanej dzisiaj piosenki (Heart of worship):
Dam Ci więcej niż pieśń, bo pieśń sama w sobie to nie to, czego wymagasz.
Szukasz o wiele głębiej w tym co się dzieje: szukasz mojego serca.

Ludzie w kościele Matta odkryli, że stali się zależni od zewnętrznych czynników (od świetnej muzyki) i stracili coś z ognia uwielbienia – coś, co może przyjść tylko z prostego, głodnego Boga serca. Czasami, a może nawet często, musimy zrezygnować ze wszystkiego co zewnętrzne i nastawić nasze serca na surowe, proste, nie wspierane niczym zewnętrznym uwielbienie. Oczywiście, w połączeniu z serdecznością i intymnością domowego kościoła, to może być naprawdę silne przeżycie.

Kościoły, z którymi mam do czynienia, w rzeczywistości używają muzyki w czasie nabożeństw: gitar, pianin, czasem płyt CD lub DVD. Szybko jednak przekonują się, że nie chodzi o przeniesienie wielbieniowego doświadczenia z dużych kościołów na spotkania prostych domowych wspólnot. Większość tych kościołów zaczyna odkrywać z czasem inne formy uwielbienia nie wspieranego czynnikami zewnętrznymi, które mogą być bardziej osobiste, realne, autentyczne i pełne głębokiego sensu.

Przedstawiam krótką listę tego, co nazywam „nie wpieranymi formami uwielbienia”. To nie jest kompletna, ani ostateczna lista, to po prostu jakiś pomysł na poprowadzenie grupy w kierunku bardziej osobistego i intymnego czasu modlitwy:

  • wypowiedzcie proste słowa chwały / uwielbienia: nie mają to być poziome modlitwy, ale pionowa adoracja, dziękczynienie, potwierdzenie tego, kim jest Bóg
  • niespiesznie, rozmyślnie czytaj psalm lub fragment Pisma: daj czas na refleksję
  • zaśpiewajcie spontanicznie jakąś pasującą pieśń bez akompaniamentu
  • przeczytaj psalm lub fragment Pisma i daj czas na refleksję... podziel się refleksją wynikającą z tekstu...
  • poproś, by uczestnicy wypowiedzieli po jednym z Bożych imion i wielbili na podstawie znaczenia tego imienia
  • użyj jakiegoś fragmentu pisma, by wypowiedzieć osobiste słowa uwielbienia dla Boga
  • spróbuj użyć jakiejś cichej, ułatwiającej medytację muzyki w czasie, gdy rozmyślacie i modlicie się
  • milczcie i czekajcie na Bożą obecność i Jego głos
  • pozwól ludziom np. stworzyć obraz, taki duży plakat, jako wyraz uwielbienia i refleksji

Jeśli mogę coś zasugerować... to wymaga nieco cierpliwości dla całej grupy, która dotąd przyzwyczajona była do używania zewnętrznie wspieranych form nabożeństwa, zanim spotkania staną się prostsze i bardziej intymne. Kiedy jednak ludzie przyzwyczają się osobiście podchodzić do nabożeństwa i angażować w nie serce, nieuchronnie „uzależnią się” od takich spotkań :) Taki styl uwielbienia stał się moją dietą podstawową i potężnie posila moje życie duchowe.

Roger Thoman
(zaczerpnięte z simple church journal)

powrót do serca uwielbienia

...kilka lat temu, gdy moja żona mocno angażowała się w pracę koncepcyjną nieistniejącego już dzisiaj (niestety) zespołu Via Fides, jakimś nieprzypadkiem (oj, przy Bogu to niepoprawne słowo zdaje się towarzyszyć mi wciąż i wciąż) trafiłem na małą książeczkę Matta Redmana wydaną przez Aetos w Polsce pt. „Czciciel o niegasnącym sercu. Powrót do serca uwielbienia”, którą sprezentowałem od razu po wnikliwym przeczytaniu zespołowi.

Matt Redman, człowiek zawodowo zaangażowany w muzykę uwielbienia, opisuje w niej swoje przeżycia i drogę do zrozumienia, czym tak naprawdę jest uwielbienie. Pan Bóg w wyraźny i mocny sposób doprowadził go do poddania osobistego, nie polegającego na ludziach, atmosferze lub sprzęcie... To poruszające i bardzo ważne doświadczenie. Jeśli szukasz głębi spotkania z Bogiem, powinieneś tę książkę przestudiować z uwagą.

Dla zachęty, podaję kilka myśli, minirecenzji książki:
Mate.o: To książka o charakterze, naturze i pragnieniach, tych którzy żyją, by uwielbiać Boga. Będę do niej wielokrotnie wracał.
Tom Bednarek: Książka sprowadza każdego kto ma na sercu uwielbienie w Kościele do jednego mianownika: na kolana przed Bogiem. I z tej pozycji odpowiada na wiele istotnych pytań i daje cenne wskazówki odnośnie prawdziwej służby uwielbienia.
Mike Pilavachi, Soul Survivor: Książka otwarcie mówi o Bogu i życiu w Jego obecności. Uwielbienie jest o Bogu, do Boga i dla Boga. Czciciel o niegasnącym sercu wykrzykuje tę prawdę.


Żeby była jasność: nikt nie płaci mi za reklamowanie książek ani filmów, o których będę czasem pisać na tym blogu... żeby jednak ułatwić ci szukanie, tam gdzie będzie to możliwe, zamieszczę linki do księgarni, gdzie można je nabyć.

W następnym poście, który publikuję (serce uwielbienia), wcale nie mojego autorstwa, wspomniany jest Matt Redman i jego piosenka Heart of Worship, która powstała w wyniku doświadczenia opisanego w książce „Czciciel o niegasnącym sercu”. Jeśli chcesz posłuchać w oryginale (choć być może ją znasz), dzielę się tym co znalazłem w sieci:

spotkania, które prowadzi Duch

Jeśli nauczymy się rozpoznawać i podążać za Jego natchnieniem, nigdy nie będziemy mieć nudnego spotkania (Felicity Dale)
Wierzę, że wszyscy chcielibyśmy, żeby nasze spotkania i nabożeństwa były wypełnione prowadzeniem Ducha Świętego i Jego mocą. Warto przypomnieć sobie kilka spraw, które pomogą nam osiągnąć ten cel.

Wyluzuj. To nie jest przedstawienie. Kiedyś byliśmy przyzwyczajeni do oceniania spotkań w kościele na podstawie „jakości” nabożeństwa, jednak już wyrośliśmy z tego. Nasz kościół, teraz, jest codziennym życiem, stylem bycia 24/7; jesteśmy członkami społeczności ludzi, których kochamy i dzielimy się z nimi tym co mamy. Nie oczekujemy, że spotkania będą wielkimi wydarzeniami, imprezami uzupełniającymi nasz brak relacji z Bogiem. Wyluzuj więc i ciesz się, cokolwiek Bóg czyni pośród nas.

Przyjdź dawać tyle samo co bierzesz. Nie chodzi o to, by kogokolwiek naciskać, to ma nam po prostu przypominać, że nie jesteśmy konsumentami na spotkaniach, oczekującymi, że ktoś „załatwi” u Boga doświadczenie albo zaopatrzenie dla nas. Jesteśmy częścią interakcyjnej społeczności. Przychodzimy przygotowani, na ile to możliwe, by dzielić się naszymi aktualnymi przeżyciami i darami duchowymi, by błogosławić i zachęcać innych.

Zatrzymaj się. Poświęć czas na nabożeństwie, by po prostu siedzieć i czekać na Ducha Świętego. To nauczy całą grupę praktycznego nasłuchiwania głosu Ducha Świętego.
Nowotestamentowy kościół nie tylko tworzył miejsce dla objawienia Bożego, był również centrum szkoleniowym języka Ducha Świętego. Ludzie w kościele nie tylko wielbili Boga, ale byli wyposażani do słuchania i kiedy już Go słuchali, byli w stanie dać coś, co mogło zbudować kogoś innego (Jack Deere)
Trzeba czasu, by to osiągnąć: zatrzymania, słuchania, pozwolenia ludziom na wyrażenie tego, co, jak wierzą, Duch Święty do nich mówi – to właśnie sprawia, że nasze spotkania stają się coraz bardziej otwarte na natchnienie Ducha Świętego.

Zwracaj uwagę na przebieg. „...albowiem Bóg nie jest Bogiem nieporządku, ale pokoju” (1 Kor. 14,33). Ten tekst naprawdę przemawia do wierzących, którzy spotykają się razem, a oznacza po prostu, że Jego prowadzenie ma swój naturalny, uporządkowany przebieg. Innymi słowy, jeśli Duch prowadzi w jakimś kierunku, skup się na tym właśnie kierunku i nie wtrącaj niczego, co do tego nie pasuje. Być może znajdzie się na to czas później.

Przygotuj się. Wielokrotnie Duch Święty poprowadzi kogoś lub nawet wszystkich biorących udział w spotkaniach na przygotowanie się na coś z wyprzedzeniem. Możecie porozmawiać o tym na koniec spotkania: „Jak myślicie, co Bóg chciałby, żebyśmy robili na następnym spotkaniu? Czy macie jakieś przeczucie, że Bóg chciałby nas przygotować na jakiś temat?”. Duch Święty działa w sposób przygotowany równie dobrze jak spontanicznie. Chcemy być gotowi na i takie, i takie Jego działanie.

Ryzykuj. Uczymy się tańczyć z kreatywnym Bogiem przygód! Możemy zrobić krok i próbować robić nowe rzeczy. Stoimy w bezpiecznym miejscu, możemy popełniać błędy, eksperymentować, uczyć się i próbować jeszcze raz. I kiedy tak uczymy się spotykać w grupach prowadzonych przez Ducha Świętego, stajemy się „żniwiarzami” – przygotowani, by zanieść ideę prostego kościoła i pełnej mocy obecności Boga do domów naszych sąsiadów, centrów handlowych i wiosek: zawsze i gdziekolwiek.

Roger Thoman
(zaczerpnięte z simple church journal)

piątek, 15 lipca 2011

nie jestem okiem!

W 12 rozdziale 1 Listu do Koryntian Paweł porównuje Ciało Chrystusa do ludzkiego ciała, gdy wyjaśnia dary duchowe. Albowiem i ciało nie jest jednym członkiem, ale wieloma. Jeśliby rzekła noga: Ponieważ nie jestem ręką, nie należę do ciała; czy dlatego nie należy do ciała? A jeśliby rzekło ucho: Ponieważ nie jestem okiem, nie należę do ciała, czy dlatego nie należy do ciała?
(1 Kor. 12,14-16).

To prawdziwe święto w moim kalendarzu: dzień, kiedy mogę uznać i czuć się wolnym, że nie jestem okiem, a fakt odkrycia, czym nie jestem, sprawia, że mogę odkryć, czym naprawdę jestem w Ciele Chrystusowym!
Przez tak wiele lat chodzenia z Bogiem, z zapałem próbowałem być wszędzie i wszystko robić. Gdy pojawiał się misjonarz w moim kościele, natychmiast czułem wezwanie, aby iść na misję do pogańskich plemion. Kiedy pojawiał się jakiś artysta i usługiwał w kościele, cały podekscytowany chciałem wołać „Chcę to robić!”. Chciałem służyć jako dynamiczny ewangelista i prawie już stawiałem na uboczu wielki namiot, by ogłaszać Dobrą Nowinę zgubionym. Chciałem być pastorem radiowym, pilotem, autorem, nauczycielem...
Muszę przyznać, że przez długi czas próbowałem rozwinąć skrzydła we wszystkim, co wymieniłem wyżej, brałem głęboki wdech i skakałem, próbując tych rzeczy i wielu innych też... Oczywiście, cierpiałem wiele, sfrustrowany z powodu nieporozumień w tamtym czasie. Pomimo jednak tej „naiwnej gorliwości” nie wszystko jest stracone. Kto wie jednak, ile można było dokonać, gdybym nie próbował iść we wszystkich kierunkach jednocześnie?
Z biegiem lat, gdy byłem już cały posiniaczony, Bóg pracował nade mną swoją miarą łaski i objawienia w taki sposób, że mogę, wreszcie spokojnie, powiedzieć „Nie jestem okiem”, albo „Nie jestem ręką, nogą też nie”. Dzięki temu mogę też odważnie powiedzieć, że „Jestem okiem; jestem ręką; jestem nogą”. To samo zrozumienie, dla którego mogę powiedzieć, czym nie jestem, sprawia, że czuję się wolny i wiem, że jestem w Ciele Chrystusa. Czymkolwiek jestem, z pewnością stanie się to jasne, nie tylko dla mnie, ale i dla tych, z którymi jestem powiązany w Bożym Królestwie.

Czy odnalazłeś swoją tożsamość w Ciele Chrystusa? Czy ci, którzy idą z tobą i pracują z tobą, mają to samo zrozumienie od Pana? Czy może próbujesz być okiem, a Bóg nie powołał cię, ani nie obdarował, byś nim był? To absurdalna myśl: ucho, które próbuje wykonywać pracę oka, czy dłoń, która stara się być stopą.  Żeby nie stać się takim absurdem dla siebie samych i ludzi wokół nas, rozważ kilka spraw w ramach odkrywania Bożego obdarowania i powołania dla siebie:

  • Nie szukaj znaczącej ani wpływowej roli. Jeśli taką dostaniesz, nie uciekaj przed tym. Zajmij swoje miejsce jako oko, jeśli Bóg rzeczywiście daje ci rolę oka.
  • Nie szukaj służby, ale szukaj możliwości służenia. Świat jest pełen potrzebujących, cierpiących ludzi, którzy potrzebują pomocy i otuchy. Duch prawdziwego sługi nie domaga się uznania. Sługa nie potrzebuje sceny ani reflektorów, by służyć. Musi tylko kochać Boga i bliźniego, i być gotowy poświęcić się w służbie dla innych.
  • Zawsze pamiętaj, że w Ciele Chrystusa nie ma nieważnych członków. Jest większe lub mniejsze obdarowanie, ale nie ma żadnych podstaw do uznania, że są ważne i nieważne funkcje. Twoja funkcja w ciele jest tak samo ważna i potrzebna jak funkcja oka. Nie ma potrzeby starać się być okiem, bo możesz po prostu spokojnie być tym, do czego powołał cię Bóg, niezależnie od funkcji, którą spełniasz.
  • Nie zadowalaj się niewiedzą. Musisz i masz prawo wiedzieć, jesteś też odpowiedzialny za to, by wiedzieć. Módl się, by Bóg jasno objawił to, czym jesteś: tobie i innym w ciele. Ogromne uwolnienie przyjdzie, gdy znajdziesz swoją tożsamość w Ciele Chrystusa.

Zwykle Bóg pracuje nad nami zgodnie z naszymi pragnieniami i skłonnościami. Czym chcesz być? Co chciałbyś robić? W czym jesteś naprawdę dobry? Co robisz z łatwością? Pamiętaj słowa Jezusa w odpowiedzi na szemranie, gdy kobieta wylewała drogie perfumy na Jego stopy. Ktoś powiedział: „Przecież to można było sprzedać i rozdać pieniądze ubogim! Cóż za marnotrawstwo!” Odpowiedź Jezusa była taka: „Zostawcie ją w spokoju! Zrobiła to, co mogła!” Oto klucz do tego, by zacząć. Rób to, co robisz, a rezultaty zostaw w rękach Pana.

Apostoł Paweł powiedział „Albowiem Bóg to według upodobania sprawia w was i chcenie i wykonanie.” (Filipian 2,13). To jest wyjątkowa obietnica dla w pełni oddanego i ufnego dziecka Bożego! To Bóg pracuje w tobie, byś chciał robić to, czego On chce, byś robił. Jednocześnie Bóg daje ci siłę i zdolności, by dokonać tego, do czego cię zmotywował! Co za uwolnienie! Jeśli w pełni na Nim polegamy, On popycha nas w nadnaturalny sposób, sprawiając pragnienie „według upodobania”!

Pierwszym krokiem, by odkryć swoje miejsce i funkcję w Ciele Chrystusa, jest wyrzeknięcie się siebie i samostanowienia, i zaufanie Jezusowi, że da nam Bożą motywację do działania zgodnego z Jego wolą. On zawsze daje najlepsze tym, którzy Jemu zostawiają wybór.
Mogę mieć niewiele do zaoferowania, ale robię, co potrafię zrobić. Bóg dał nam wszystkim zdolność złożenia spraw u Jego stóp. Jest coś, co mam zrobić i Bóg mnie do tego uzdolni. Tak, jak upamiętnił czyn kobiety, która wylała swoją miłość dla Jezusa robiąc to, co mogła zrobić, tak samo to, co ja i ty robimy, będzie pomnikiem Bożej łaski w przyszłości. Pamiętaj, twoja rola w Ciele Chrystusowym nie wymaga stopnia naukowego! I niech cię to nie martwi... Jezus też go nie miał!

Robert Fitts
(zaczerpnięte z bloga House 2 House)

jak zbudować kościół (3/6)

Ciało Chrystusa
W pierwszym liście do Koryntian 12 Paweł używa obrazu ciała dla opisania kościoła (wiersze 12-27). Mówi, że tak jak ciało ma wiele członków i każdy z nich jest znaczący, tak samo jest z ciałem Chrystusa: kościołem. Każdy członek grupy jest ważny i każdy ma swoje znaczenie. Nie chcemy, żeby wszyscy byli tacy sami, ale każda osoba w grupie używa innego daru otrzymanego od Boga, by działać razem i tworzyć całość. Nikt nie chciałby mieć ciała zbudowanego z samych oczu albo z samych uszu. Każdy jest ważny, a przez różnorodność dodajemy wartości wspólnocie.
Paweł jednak idzie dalej. Mówi, że słabsi członkowie są konieczni w grupie i warci większego zaszczytu. Tym, którzy są mniej śmiali lub niechętni by mówić (zwłaszcza dzieciom) powinniśmy poświęcić więcej uwagi i uznania.

Gdy się zbieracie
Przestudiujcie 1 Kor. 14,26. Zastanówcie się, jak to może wyglądać na waszych spotkaniach.
„Cóż tedy, bracia? Gdy się schodzicie, jeden z was służy psalmem, inny nauką, inny objawieniem, inny językami, inny ich wykładem; wszystko to niech będzie ku zbudowaniu.”




Bóg chce dostać więcej niż frazesy na naszych spotkaniach – On chce je prowadzić. Jeśli nie będziemy ostrożni, spotkania w prostym kościele staną się takie jak spotkania kościoła tradycyjnego, gdzie ktoś jest wyznaczony do prowadzenia uwielbienia, a ktoś inny do wygłoszenia kazania. W ten sposób jednak gubimy Boży plan, który On ma dla czasu, który spędzamy razem. On wie, co się dzieje w naszej codzienności i jeśli Mu pozwolimy, dotknie nas, zmieni i da wyzwanie zdobywania ludzi, którzy są wokół nas. Spotkanie prowadzone przez Ducha Świętego nigdy nie bywa nudne.

Ciało Chrystusa jest jak orkiestra, której dyrygentem jest Duch Święty. Kiedy każdy z instrumentów gra swoją partię, sobie właściwym brzmieniem, rezultatem jest natchniona przez Boga symfonia. Jeśli gramy wszyscy te same dźwięki, brak jest wspaniałej kreatywności Oblubienicy Chrystusa.
W czasie, gdy się schodzimy, ludzie dzielą się tym, co Bóg robi w ich życiu, czego On uczy ich z Pisma, objawiają się dary duchowe, ludzie modlą się o siebie nawzajem – to, co Pan może zrobić, nie ma ograniczeń.
Ale jak to zrobić, jak podążać za Duchem Świętym? Powiedzmy, że siedzisz na spotkaniu. Ktoś właśnie modlił się, ogłaszając wielką chwałę Boga. Co dalej? Skąd możesz wiedzieć, czego teraz chce Duch Święty? Z naszego doświadczenia wynika, że najlepszym sposobem na współdziałanie z Duchem Świętym jest przejąć i kontynuować taką modlitwę. Jeśli jakiś werset z Biblii lub jakaś pieśń przychodzi ci do głowy, jest szansa, że to Duch Święty ci podpowiada. Innymi słowami, jeśli w pełni bierzesz udział w tym co się dzieje, myśli, które spontanicznie pojawiają się w twojej głowie, najprawdopodobniej pochodzą od Ducha Świętego. Powinniśmy spodziewać się różnych rzeczy – darów Ducha takich jak proroctwo, wizje, modlitwa wstawiennicza, fragmenty Pisma itp.
Na takich spotkaniach staraj się robić rzeczy tak proste, by każdy mógł się przyłączyć. Coś, co jest proste, łatwo powtórzyć. Ta zasada dotyczy wszystkiego, co robisz. Na przykład, jeśli zmawiasz pięciominutową modlitwę, nowa osoba w grupie nie ośmieli się nawet otworzyć usta, bo czuje, że nie dorasta ci do pięt. Każdy jednak może wypowiedzieć jedno lub dwa zdania modlitwy; każdy też może modlić się jednocześnie, nie czując zakłopotania. Jeśli jakieś doświadczenie lub objawienie, którym się dzielisz, brzmi jak dziesięciominutowe kazanie, nikt inny się niczym nie podzieli; jeśli jednak powiesz, co Bóg ci pokazał, w kilku zdaniach – inni będą czuli się zachęceni, by podzielić się czymś od siebie.
„Proste” nie znaczy „płytkie”. Kiedy pozwalamy Duchowi Świętemu działać jak chce w zgromadzeniu uczniów, efekty mogą być naprawdę głębokie. „Proste” da się kopiować. Jeśli pokażesz kilka łatwych do naśladowania wzorów, prawie każdy jest w stanie je powielić, gdy się zbieracie. Bóg jest bardzo kreatywny! Nie przejmuj się popełnianymi błędami. Nikt nie będzie ich wypominać, więc rusz się i spróbuj czegoś nowego!
Poświęćcie 15 minut na eksperymentalne „nabożeństwo” oparte na 1 Kor. 14,26.
Dobrym sposobem na to, by zacząć w ten sposób aranżować spotkania, jest proszenie ludzi o podzielenie się tym, co Bóg zrobił w ich życiu w ciągu kilku ostatnich dni. A może ktoś ma jakąś pieśń, albo fragment Pisma, który mu leży na sercu – niech wprowadzi w ten sposób w chwilę uwielbienia. Uważnie patrz, co Duch Święty robi. Na przykład, gdy ktoś dzieli się jakąś swoją potrzebą, jest prawdopodobne, że Pan chce ją zaspokoić; dobrze jest zasugerować, by ludzie zebrali się wokół tej osoby i modlili się. Generalnie, póki coś nie stanie naprawdę na przeszkodzie by podążać za tym, co się wydarza, możesz przyjąć to, co się dzieje jako działanie Ducha Świętego i zachęcać ludzi, by przyłączali się w stosowny sposób. Często coś wypływa i staje się jasne, że to przemawia Bóg.

(zaczerpnięte z simple church)

czwartek, 7 lipca 2011

jak zbudować kościół (2/6)

Jak wygląda kościół?
Głównym tematem nauczania Jezusa było Królestwo Boże (Mat. 4,23: „I obchodził Jezus całą Galileę, nauczając w ich synagogach i głosząc ewangelię o Królestwie i uzdrawiając wszelką chorobę i wszelką niemoc wśród ludu”). Wiele Jego przypowieści ilustruje Królestwo (Mat. 13). Jezus powiedział uczniom, by uzdrawiali ludzi i mówili „Przybliżyło się do was Królestwo Boże.” Po zmartwychwstaniu, a przed wniebowstąpieniem, spędził czterdzieści dni opowiadając uczniom o Królestwie (Dz.Ap. 1,3: „im też po swojej męce objawił się jako żyjący i dał liczne tego dowody, ukazując się im przez czterdzieści dni i mówiąc o Królestwie Bożym”).
Mając za sobą trzy lata chodzenia z Jezusem na co dzień, uczniowie żyli według tego, co uczył ich o Królestwie: spotykali się w swoich domach, dzieląc swoim codziennością. Nazwali ten styl życia „kościołem”. Prawdopodobnie najprostszą definicję kościoła podał Jezus w Mat. 18,20: „Albowiem gdzie są dwaj lub trzej zgromadzeni w imię moje, tam jestem pośród nich”. Kościół jest tam, gdzie Jezus spotyka się z Jego ludźmi.
Przestudiujcie Dz.Ap. 2,41-47.
Zadawaj proste pytania (co to znaczy? czy to jest dla nas? jak to zrobić?), podkreślaj, zaznaczaj ważne myśli. Czego się uczymy o stylu życia wczesnych chrześcijan w tym fragmencie Słowa? Z kim możesz się podzielić tą nauką w najbliższych dniach?

Rozpoznawanie głosu Boga
Jezus był w stanie stwierdzić, że robił wyłącznie to, co widział, że Ojciec robi i mówił tylko to, co objawił Mu Ojciec (Jan 5,19.20: „Tedy Jezus odezwał się i rzekł im: Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam, nie może Syn sam od siebie nic czynić, tylko to, co widzi, że Ojciec czyni; co bowiem On czyni, to samo i Syn czyni. Ojciec bowiem miłuje Syna i ukazuje mu wszystko, co sam czyni, i ukaże mu jeszcze większe dzieła niż te, abyście się dziwili.”; Jan 8,26-28: „Wiele mógłbym o was mówić i sądzić, lecz Ten, który mnie posłał, jest wiarogodny, a Ja to, co usłyszałem od niego, mówię do świata. Nie zrozumieli jednak tego, że im o Ojcu mówił. Wtedy rzekł Jezus: Gdy wywyższycie Syna Człowieczego, wtedy poznacie, że Ja jestem i że nic nie czynię sam z siebie, lecz tak mówię, jak mnie mój Ojciec nauczył.”). Powinniśmy robić tak samo. Możemy nauczyć się rozpoznawać Boże działanie i słuchać Jego głos. To wyjątkowo ważne wiedzieć, na czym Jezus chce skupić naszą uwagę. Tylko w ten sposób czynić uczniami innych.
Musimy nauczyć się słuchania Bożego głosu. Na przykład, jeśli jesteś żonaty, możesz być w jednym pomieszczeniu wraz z pięćdziesięcioma innymi ludźmi, ale bez problemu rozpoznajesz głos swojej żony. Dlaczego? Spędziłeś dużo czasu ze swoją żoną i zwyczajnie ją znasz i rozpoznajesz. W Ewangelii Jana 10,4 Jezus powiedział: „Gdy wszystkie swoje wypuści, idzie przed nimi, owce zaś idą za nim, gdyż znają jego głos”. Sposób, by słyszeć głos Boga, to spędzanie z Nim czasu.
Przeczytajcie poniższe fragmenty Pisma i zwróćcie uwagę, w jak różny sposób Bóg do nas mówi. Dzielcie się z innymi osobistym przekonaniem o sposobie, w jaki Bóg mówi do ciebie.
Jan 10,3-5.27; Psalm 119,105; Filipian 4,7; Dzieje Apostolskie 2,17.18; Przypowieści 15,22

Prorokowanie
Modlitwa to sytuacja, gdy my mówimy do Boga. Proroctwo to słowa Boga kierowane do nas – często czyimiś ustami. W 1 Kor. 14,1 dowiadujemy się, że mamy dążyć do miłości i usilnie starać się o dary duchowe, szczególnie o to, by prorokować. 1 Kor. 14,3 mówi o tym, jak prorokować – ku zbudowaniu, napomnieniu i pocieszeniu.
Prorokowanie to nie moment, kiedy wstajesz i świętym głosem zaczynasz zdanie „Tak mówi Pan...”. Nie chodzi też o przepowiadanie przyszłości lub próbę skazania kogoś za jego grzechy. To jest po prostu chwila, kiedy dzielisz się, normalnym głosem, przekonaniami, które Bóg daje ci podczas modlitwy.
Podzielcie się na pary, najlepiej z osobami, z którymi się dobrze nie znacie. Módlcie się po cichu, w myślach, o siebie nawzajem przez parę minut. Później opowiedzcie sobie, jakie myśli przychodziły wam do głowy podczas modlitwy za drugą osobą (te myśli to mógł być fragment Pisma, jakiś obraz, intencja, czasem jakieś wrażenie, cokolwiek).
Zapytaj uczestników spotkania, ilu z nich czuje, że Bóg przemówił do nich czymś, co ich partner zobaczył w modlitwie za nimi (często ponad połowa ludzi czuje, że Bóg przemówił do nich bezpośrednio w ten sposób). Przedyskutujcie krótko, jak możecie użyć daru prorokowania w stosunku do ludzi niewierzących, żeby nie wystraszyć tych, którzy jeszcze nie znają Jezusa.

Twoja historia
Ludzie lubią opowiadać, ale lubią też słuchać. Świadectwa często odgrywają ważną rolę i pomagają ludziom oddać życie Bogu. Możemy się nauczyć opowiadać duchowe doświadczenia w sposób, który jest akceptowany przez ludzi, którzy nie oddali się jeszcze Bogu. Kiedy apostoł Paweł opowiadał swoje świadectwo, na przykład w Dz.Ap. 22, składało się ono z trzech części. Możemy podobnie budować opowiadanie naszego doświadczenia:
1. Opisz swoje życie, zanim uwierzyłeś Jezusowi (lub, jeśli wyrastałeś w wierzącej rodzinie, opowiedz o czasie, zanim nawróciłeś się naprawdę).
2. Opowiedz, jak spotkałeś Jezusa? Jak do tego doszło?
3. Opowiedz, co Jezus zmienił w twoim życiu.
Tej umiejętności będziesz używać stale w rozmowach z ludźmi, którzy nie znają Jezusa. Odkryjesz (przypomnisz sobie) fakty ze swojego życia, które będą pasować do różnych okoliczności związanych z sytuacją ludzi wokół ciebie. Na przykład, dziel się historią, kiedy Bóg zaopatrzył cię w potrzebie lub uzdrowił, gdy byłeś chory. Spróbuj opowiedzieć historię, która będzie brzmiała lekko i świeżo, jakby to wydarzyło się wczoraj.
Podzielcie się na pary i spróbujcie opowiedzieć świadectwo nawrócenia w trzy minuty. Nie używajcie „chrześcijańskich” słów (jak „zbawiony” czy „odkupiony” – żadnego ze słów, które przywykliście używać w kościele). Jeśli twój partner, którego słuchasz, używa takich słów, przerwij mu i każ powtórzyć zdanie z użyciem normalnego słownika.
Ćwicz dzielenie się świadectwem w najbliższych dniach. Módl się, by Bóg przyprowadził ci kogoś, z kim będziesz mógł się nim podzielić.

(zaczerpnięte z simple church)

29@1 + 110@5 w niecały rok

Jak oni to zrobili?
Kilka dni temu rozmawiałem Geovanny'm o różnych aspektach pracy dla Pana w Guayaquil w Ekwadorze. W połowie rozmowy Geovanny wtrącił: Czy mówiłem ci, że nie spotykamy się już w jednym kościele, ale mamy sieć sześciu kościołów domowych? Dostrzegł moje oczywiste zainteresowanie, więc opowiadał dalej, co się wydarzyło w ciągu kilku ostatnich miesięcy...

W kwietniu 2008 spotykaliśmy się w kościele w 29 osób. Postanowiliśmy prosić Boga o 70 osób, które nawróciłyby się przed końcem roku. Od kwietnia do sierpnia nie robiliśmy nic, tylko się modliliśmy. Jedne spotkania były krótkie, innym razem modlitwy ciągnęły się przez całą noc... ale to były ukierunkowane modlitwy, bo prosiliśmy Pana Żniwa o robotników i o siedemdziesiąt nowych osób. Modliliśmy się indywidualnie w domach i podczas spotkań razem, przez cztery miesiące.
Gdzieś tak w połowie sierpnia zaczęliśmy się modlić nieco mniej, ale zaczęliśmy też każdego miesiąca zasiewać Ewangelię... Początkowo myśleliśmy, że raz w miesiącu nie wystarczy, jednak z powodu przygotowań duchowych, które poczyniliśmy modląc się konkretnie przez cztery miesiące, byliśmy zadziwieni, jakie owoce przynosił ten ewangelizacyjny wysiłek.
Pod koniec roku 2008 cel pozyskania siedemdziesięciu nowych osób został przekroczony, a my byliśmy zajęci ucząc 110 nowych wierzących – owoc, który dał nam Pan po tych comiesięcznych akcjach ewangelizacyjnych. Na przełomie lutego i marca 2009 ci nowi wierzący zaczęli spotykać się w pięciu nowych kościołach domowych, położonych w pobliżu ich miejsca zamieszkania. Nelson, José, Macos z Tanią, Juan i Wiliam – prowadzą te kościoły.
Planujemy kontynuować tą modlitewno-ewangelizacyjną strategię, ale teraz prosimy Pana o 300 nowych uczniów i 20 nowych kościołów do końca 2010 roku.

Spostrzeżenia
110 nowych wierzących na bazie 29 zaangażowanych osób to wręcz fenomenalny 380% wzrost! Jak wiele znasz kościołów z takim wzrostem w ciągu niecałego roku? O ilu kościołach słyszałeś, któreby stworzyły pięć nowych kościołów w ciągu niecałego roku?
Geovanny powiedział, że cała „strategia” to była modlitwa i głoszenie Ewangelii. Aż tyle w zamian za te wymyślne rzeczy, które – jak myślimy – są nam potrzebne, by zdobywać zgubionych! Żadnych badań, żadnych konferencji za $150 (+$800 za samolot i nocleg), by dowiedzieć się „jak to zrobić”, bez tysięcy wydanych na kampanie medialne, bez wynajmowania stadionów, zero darmowych koncertów i hot-dogów... tylko modlitwa i głoszenie! Czasem myślę, że powinniśmy sobie wziąć roczny urlop od wszystkich tych naszych książek, konferencji, blogów, stron internetowych i nie robić nic oprócz poważnego zaangażowania w modlitwę, by pozwolić Duchowi Świętemu, by nas prowadził do powołania, które dał nam Jezus: dotarcia do naszych krewnych, przyjaciół, sąsiadów i współpracowników z Dobrą Nowiną o Jezusie.

Jakie są twoje własne spostrzeżenia? Czego się nauczyłeś z tej historii? Czy coś z tego, co opowiedział Geovanny, dociera do ciebie? Coś ci leży na sercu w związku z modlitwą, ewangelizacją i zakładaniem kościołów?

(zaczerpnięte z bloga Guy'a Muse)
Guy Muse z żoną Lidną mieszka od 24 lat w Ekwadorze, w Guayaquil.
Służą tam jako misjonarze i obserwują rozwój kościołów domowych.

jak zbudować kościół (1/6)

Wspólne studiowanie Pisma
Coś co jest proste, łatwo się pomnaża; rzeczy złożone – trudno. W większości prostych kościołów nie ma nauczania z kazalnicy. Zamiast tego, wszyscy uczą się przez wspólne studiowanie Pisma. W ten sposób kościół jest samowystarczalny jeśli chodzi o nauczanie rad Bożych.
Jednym z modeli studiowania Biblii jest odnajdywanie w tekście trzech symboli (umownie):
• Znak zapytania: czy jest coś, czego nie rozumiem
• Żarówka: czy są jakieś rzeczy, które rzucają światło na fragment lub czy tekst rzuca światło na coś, co dzieje się w moim życiu
• Strzałka: czy Bóg przemawia bezpośrednio do mnie, czy w moim życiu jest coś, co musi się zmienić pod wpływem Słowa

Poświęćcie kwadrans na studium Ewangelii Łukasza 10,1.2 i spróbujcie zastosować symbole znaku zapytania, żarówki i strzałki. Podzielcie się na grupki 3-4 osób i czytajcie po zdaniu. Zapytaj, czy ktoś chce postawić któryś z trzech symboli (znak zapytania, żarówkę lub strzałkę). Omówcie odpowiedzi.
Czego się uczycie z tej metody?

Czy zauważyłeś, że każdy się pochyla do przodu w czasie studium? Nawet ciało pokazuje, jak aktywnie zaangażowani są ludzi w czasie nauki. Takie studiowanie pokazuje, że ludzie uczą się i pamiętają o wiele więcej, gdy mają możliwość wypowiadania się, niż gdy po prostu siedzą i słuchają.
Czy jest ktoś, kto nic nie powiedział? Zadaniem prowadzącego jest upewnić się, że każdy bierze udział w dyskusji, zwłaszcza ci najcichsi.
Jeśli ktoś ma pytania do studiowanego fragmentu, twoim zadaniem nie jest odpowiadanie na nie, ale pytanie grupy o ich zdanie. Zawsze szukajcie odpowiedzi w Piśmie. Dzięki temu, Biblia zachowuje autorytet, a nie lider.
Czy jest ktoś, kto zdominował dyskusję? Prowadzący powinien upewnić się i zrobić wszystko, by nikt (włączając w to jego samego) nie gadał nonstop.
Czy zauważyłeś zaletę skupiania się na jednej myśli lub jednym wersie na raz? Dzięki temu możecie znaleźć dużo więcej w tekście. Jedyna sytuacja, w której możecie czytać więcej na raz, to studiowanie historii lub wydarzenia, które ma sens jedynie przy czytaniu całego fragmentu (np. z przypadku przypowieści).
Czego się nauczyliście z tego fragmentu? Czy zauważyliście to, co niżej wyliczam?
Wiersz 1:
Jezus miał konkretny plan dla okolicy. On ma też plan dla waszej okolicy!
Jezus powiedział uczniom, dokąd mają się udać. Wam też powie!
Wysłał uczniów w parach, nie w pojedynkę.
Kiedy Jezus wysyłał ludzi na jakieś miejsce, planował się tam także udać. Jeśli Jezus gdzieś was posyła, pójdzie z wami.
Wiersz 2:
Według Jezusa, problemem nie były żniwa. Wielu ludzi narzeka, że ich obszar działania jest zbyt trudny, że ludzie nie są zainteresowani prawdą o Jezusie. Ale Jezus mówi, że żniwo jest gotowe.
Jeśli każdy z was znajdzie kogoś spoza grupy, by podzielić się z nim takim modelem studiowania Biblii, wzmocni to wasze przekonanie do tej idei.

Więcej „indukcyjnych” sposobów studiowania Biblii
Proste indukcyjne studium biblijne wg Davida Watsona
1. Wysłuchaj lub przeczytaj cały fragment i opowiedz własnymi słowami, co jest napisane.
2. Jeszcze raz opowiedz, może nawet zapisz, własnymi słowami fragment, gdy dochodzisz do przekonania, że go rozumiesz i jesteś w stanie zawrzeć w nim istotę znaczenia.
3. Powiedz, a nawet zapisz własnymi słowami, w jaki sposób będziesz posłuszny temu przekazowi. W przypadku osób niewierzących, możesz ten krok zmodyfikować i zapytać, czego dowiedzieli się o Bogu (lub człowieku) na podstawie studiowanego fragmentu. Sformułuj szereg oświadczeń typu „Będę...”. Podziel się nimi głośno w grupie, by poczuć odpowiedzialność bycia posłusznym temu, co zrozumiałeś. Jeśli są małżeństwa, rodzice z dziećmi lub rodzeństwa, niech obiecają sobie wzajemnie posłuszeństwo odkrytym prawdom w swoich rodzinach.

Metoda z książki „Getting Started” Felicity Dale
Czytacie kilka wersetów i w grupie odpowiadacie na trzy pytania:
1. Co tu jest napisane?
2. Co to znaczy?
3. Jakie znaczenie to ma dla mojego życia?
Zauważ różnicę między pytaniem 1 i 2. Na przykład, Ewangelia Jana zaczyna się: „Na początku było Słowo...”. Bez zadania drugiego pytania, wiele się z tekstu nie wyciągnie.

Jeszcze inna metoda, wg Roberta Fittsa
W dyskusyjnym studium biblijnym, po prostu czytamy Pismo, każdy bierze udział czytając po kilka wierszy, w zależności od liczby uczestników. Podczas czytania, każdy jest zachęcany do przerywania w dowolnym momencie, by skomentować tekst lub zadać do niego pytanie. Jeśli ktoś czyta zbyt długi fragment, prowadzący może przerwać i zapytać: Czy ktoś ma jakiś komentarz do tego fragmentu? Co kilka wierszy powinna pojawiać się minidyskusja.

Modlitwa 10,2b
Modlitwa poprzedza Boże działanie.
W 2002 roku w USA dwóch przyjaciół, Kenny i John, zastanawiali się nad sposobem, by w ich stanie powstawały nowe kościoły. Doszli do zrozumienia, że Jezus dał klucz do tego w Ewangelii Łukasza 10,2 (Żniwo wprawdzie wielkie, ale robotników mało. Proście więc Pana żniwa, aby wysłał robotników na żniwo swoje). Zdecydowali się na eksperyment. Postanowili modlić się tymi słowami z Ewangelii każdego dnia. Choćby przez telefon.
Wkrótce zdali sobie sprawę z faktu, że nie wiedzą, jak modlić się tymi słowami dzień po dniu, więc prosili Boga, by ich nauczył. Bóg objawił im, że nie mogą ustawać w swojej modlitwie i muszą precyzować, o co proszą. No i zaczęło się dziać. Kenny był odpowiedzialnym za zakładanie zborów w swoim kościele. Zgodnie z tym, o co się modlili, mniej więcej jedna osoba w miesiącu kontaktowała się z nim pytając o możliwość założenia zboru. Osoby te dołączały do modlitwy 10,2b i w niedługim czasie prawie codziennie przychodzili nowi ludzie, by rozmawiać o zakładaniu zborów. W ciągu ośmiu miesięcy (!) Kenny był świadkiem powstania 120 zborów – jako bezpośredni rezultat modlitwy i rozmów.
Kenny i John nazwali  modlitwę 10,2b wirusem i wciąż poszukują ludzi wokół, których mogliby nim zarazić. Dzisiaj na całym świecie ludzie przyłączają się do codziennej modlitwy 10,2b i wszędzie widzą niezwykłe Boże odpowiedzi na nią.

Wstań i módl się aktywnie na głos. Módlcie się modlitwą 10,2b w parach. Spróbujcie modlić się tak stale, codziennie, wybierając partnera z grupy (starajcie się łączyć w pary męskie lub żeńskie) – choćby przez telefon, ale codziennie, przynajmniej przez okres kilku tygodni.

(zaczerpnięte z simple church)

modlitwa konwersacyjna

Modlitwa konwersacyjna jest chyba najlepszym sposobem, by uczyć ludzi jak się modlić i na pewno jednym z najprzyjemniejszych sposobów, by cieszyć się wspólnotą z Bogiem i przyjaciółmi. Chrześcijanie, którzy czują się niepewnie w modlitwie grupowej, odnajdą sens w modlitwie konwersacyjnej.
Modlitwa konwersacyjna to jeden ze sposobów modlitwy Jezusa. Gdy wróciło 72 uczniów (Łuk. 10,17-24), odwrócił ich opowiadanie o działaniu Ducha Świętego w rozmowę, która toczyła się między nimi, Ojcem w niebie i Jezusem. W jasny sposób, codzienne rozmowy z Jezusa z uczniami i tymi, których spotykali, były modlitwami konwersacyjnymi, bo modlitwa to rozmowa z Bogiem, a Jezus to Bóg.

Rozmowy
Wyobraź sobie spotkanie w gronie kilku przyjaciół w restauracji. Zanim zaczynacie rozmawiać, tematy i problemy, o których chcecie rozmawiać, są określone, może nawet spisane... Każda osoba, po kolei, wygłasza punkt po punkcie problemy, które macie spisane i kończy jakimś formalnym stwierdzeniem... To byłaby strasznie dziwna rozmowa... z „przyjaciółmi”! Większość z nas unikałaby takiej sytuacji – chyba nigdy byśmy nie chcieli dać się złapać w taki potrzask KIEDYKOLWIEK!
Na niektórych „spotkaniach modlitewnych” większość czasu pochłania tworzenie listy potrzeb i potrzebujących modlitwy, a bardzo mało czasu zostaje na... modlitwę! Czułeś kiedyś presję, siedząc w kółku i czekając na swoją kolej do „pomodlenia się”? Ci którzy mówili przed tobą, pamiętali o wszystkich intencjach... i mówili o nich bardzo elokwentnie, może nawet ładniej niż ty byś potrafił? Nawet ktoś koło ciebie zaczyna mówić dokładnie to, co ty zamierzałeś powiedzieć? W końcu nieskładnie się szarpiesz, a gdy mija twoja kolej, zastanawiasz się, jak w ogóle powiedziałeś to, co powiedziałes?
Kiedy mija czas modlitwy, wraca normalna rozmowa: otwierasz oczy, język, którym się posługujesz, staje się normalny (nie religijny), w końcu możesz być sobą... zastanawiasz się jednak, jak obecny na spotkaniu kolega, który nie jest chrześcijaninem, musiał się czuć w tym „kółku modlitewnym”. Jeśli modlenie się po kolei było dla ciebie trudne, jak on musiał się czuć milcząc, gdy następna osoba czekała zastanawiając się, czy zamierza się pomodlić, czy nie. Czy będzie unikać złapania się w taki potrzask w przyszłości? Czy da się złapać KIEDYKOLWIEK?

Włączając Boga
Teraz wyobraź sobie spotkanie w gronie kilku przyjaciół w restauracji, gdzie normalnie rozmawiacie ze sobą – nieformalnie, przechodząc z tematu na temat, okrywając różne tematy i problemy, które was interesują i są dla was ważne. Czasem się z czegoś uśmiejecie, czasem pomilczycie, by zastanowić się nad czymś – wspierając się i zachęcając wzajemnie. Nikt nie dominuje tej rozmowy. Często wtrącasz jakieś zdanie do rozmowy. Nie przewidujesz, co kto powie jako następny, rozmowa zwyczajnie się toczy – nie w określonej kolejności. Maciek mówi więcej niż inni – to cały Maciek! Julia siedzi i prawie się nie odzywa – lubi rozmowy, ale zwyczajnie jest dzisiaj zmęczona, a uwielbia spędzać czas z przyjaciółmi. Większość z nas docenia takie doświadczenie bliskości i chcielibyśmy to powtarzać – JAK NAJCZĘŚCIEJ!
A co, jeśli włączylibyśmy Boga do tej rozmowy? On zawsze jest z nami, gdziekolwiek jesteśmy... a nawet więcej, Bóg przecież jest w nas! Obecność Boga w wierzących jest jednym z ważniejszych spostrzeżeń zawartych w Nowym Testamencie. Przez obecność Ducha Świętego, Ojciec i Syn mieszkają w nas (Jan 14,23).
Modlitwa konwersacyjna może mieć miejsce w restauracji, w domu, przy stole konferencyjnym, podczas spaceru po lesie albo na plaży, w szpitalu, w kawiarni, w zatłoczonym centrum handlowym – gdziekolwiek dwóch lub trzech...

Rozmowa z Bogiem – kilka sugestii
• Nie ma potrzeby poświęcać czas na omawianie intencji modlitewnych, zanim grupa zaczyna się modlić. Intencje w naturalny sposób wypłyną w czasie rozmowy modlitewnej.
• Rozmowa nie toczy się w kolejności. Nadając kolejność, stawiasz ludzi na scenie, a to sprawia, że czują się bardzo niekomfortowo, zwłaszcza ci, którzy nie modlili się wcześniej publicznie.
• Sensowna rozmowa to nie jest wypowiadanie serii nie połączonych ze sobą komentarzy – sensowna rozmowa wymaga słuchania i odpowiadania. Oto, jak działa modlitwa konwersacyjna: słuchasz, odpowiadasz, stwierdzasz i dzielisz się.
• Często jedna lub dwie osoby dominują rozmowę – tacy liderzy powinni świadomie włączać w nią Boga. Jeśli grupa zaczyna modlić się wyuczonymi formułkami lub narzuca sobie jakąś kolejność, taki lider powinien przywrócić formę konwersacji.
• W modlitwie konwersacyjnej jest miejsce na rozmowę między ludźmi, tak samo jak na bezpośrednią rozmowę z Bogiem. Nie może być w niej religijnego języka. Każdy może wtrącać zdania, nawet często... albo wybrać milczenie i cieszyć się przebywaniem z ludźmi i Bogiem.
• Doceniaj milczenie. W ciszy warto cieszyć się Bożą obecnością i społecznością z przyjaciółmi. Słuchanie głosu Bożego nie boli! Tam gdzie się da, możecie też śpiewać pieśni, które mają związek z atmosferą lub sprawami, o które się modlicie.

Doceń konwersację z otwartymi oczami!
Głębsze znaczenie rozmowie nadaje przekaz niewerbalny – kiwnięcie głową, zmarszczenie brwi, uśmiech, grymasy twarzy; wyrażamy się też śmiechem, klepnięciem po ramieniu, dotknięciem ręki... Byle w stosowny sposób. Wiele osób docenia i czuje świeżość w modleniu się z otwartymi oczami.
Oczywiście to zajmie jakiś czas, zanim się przyzwyczaisz; będzie też czas, kiedy świadomie będziesz zamykać oczy w czasie modlitwy. Pamiętaj jednak, że otwarte oczy w czasie modlitwy, pozwalają ci rozumieć i wyrażać więcej, gdy się modlicie.
Gdy grupa czuje się dobrze w modlitwie z otwartymi oczami, zobaczysz, że możecie modlić się razem wszędzie i zawsze. Zwykłą rozmowę po prostu poszerzycie o Boga! Ludzie spoza grupy, którzy nie oswoili się jeszcze z modlitwą, będą się przysłuchiwać... i przyjdzie czas, kiedy oni też zechcą powiedzieć coś do „twojego Boga”.

Nie komplikuj modlitwy. To jest rozmawianie z Bogiem.


(zaczerpnięte z bloga Petera Roennfeldta)